Tortury w Ngabie
Tybetańskie źródła emigracyjne utrzymują, że zatrzymani mnisi z Kirti w Ngabie (chiń. Aba), w Sichuanie byli torturowani przez policję.
Klasztor, w którym żyje około dwa i pół tysiąca mnichów, jest oblężony przez policję od samospalenia jednego z nich na znak protestu przeciwko chińskim rządom. Tybetańskie źródła informowały o licznych zatrzymaniach, pobiciach, szczuciu policyjnymi psami bezbronnych ludzi, blokadzie świątyni i grożącym duchownym głodzie.
Mnisi z klasztoru Kirti na wychodźstwie, pozostający w stałym kontakcie ze współbraćmi w Tybecie, mówią o rosnącej presji związanej z prowadzoną przez władze kampanią „reedukacji" politycznej, kolejnych zatrzymaniach i torturach. „Właśnie wypuścili grupę mnichów, których zabrali przed dwoma tygodniami. Są w strasznym stanie. Bito ich i przez długi czas dręczono gorącem. Byli przykuwani za ręce i nogi do słupów, a potem torturowani elektrycznymi pałkami. Ból był tak wielki, że mieli wrażenie, że są odzierani żywcem ze skóry. Wielu traciło przytomność".
Chińskie służby bezpieczeństwa odcięły klasztor od świata, by zmusić duchownych do dostosowania się do wymogów programu edukacji patriotycznej. Wywołało to protesty i starcia ze świeckimi, którzy próbowali bronić swoich mnichów. Do prowadzenia kampanii - sprowadzających się zwykle do zmuszania duchownych do wyrzeczenia się czczonego przez nich Dalajlamy - ściągnięto do Kirti setki urzędników z sąsiednich okręgów. „Przywieźli ponad osiemset osób z Lunggu (chiń. Wenchuan), Maołunu (Maoxian), Barkhamu (Maerkang), Dzoge (Ruoergai) i Troczu (Heishui). Poranne sesje, w grupach, odbywają się na klasztornym dziedzińcu, wieczorne - w kwaterach mnichów". Duchowni, którzy nie udzielają „właściwych" odpowiedzi na pytania aparatczyków i policjantów, są przywiązywani do drzew.
Władze starają się zachować w tajemnicy charakter kampanii. „Powiedzieli, że nie wolno o tym z nikim rozmawiać, nawet z rodzicami. Ostrzegali, że za brak posłuchu »wyrwą z korzeniami jak chwasty«".
Kampanią objęto również okoliczne społeczności koczowników, którzy stanęli w obronie mnichów. „Przyjechali do ich obozowisk 17 kwietnia, mnóstwo żołnierzy, i kazali podpisywać jakieś dokumenty. Ci ludzie są analfabetami, więc nie wiedzą nawet, co to było".
Tybetańskie źródła informują o zniknięciu młodego mnicha imieniem Cering, który najprawdopodobniej został zatrzymany. Klasztoru cały czas „pilnuje" grupa staruszków, obserwujących przejeżdżające samochody, by zaalarmować Tybetańczyków, gdyby władze próbowały - zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami - wywieźć mnichów do ośrodków „edukacyjnych".