Chiny: ku stabilizacji czy ku chaosowi
Fang Lizhi
Chiny może i są dziś stabilne, ale ta stabilizacja będzie przyczyną przyszłego chaosu. Iluzoryczna stabilizacja, którą stworzyła chińska dyktatura komunistyczna przy pomocy represji i masakr, nie może się utrzymać. Za pozorny spokój w dzisiejszym Pekinie czy Szanghaju zapłacono akumulowaniem deficytu prawowitości władz centralnych. Jak przy każdym deficycie politycznym – pewnego dnia przyjdzie płacić rachunki.
Nie idzie mi tu tylko o bardzo wysoką cenę, jaką przyszło już zapłacić samym Chińczykom – na przykład podczas pekińskiej masakry w 1989 roku czy stłumionych przez armię demonstracji w Tybecie – ani nawet o tysiące więźniów politycznych. Cenę najwyższą Chiny dopiero zapłacą: będzie nią wybuch powszechnego chaosu poprzedzający upadek reżimu.
Dowodem na to są sprzeczne trendy, które obserwujemy w ostatnich latach: mimo ciągłego wzrostu PKB w ostatniej dekadzie, coraz więcej osób – i to nie tylko ubodzy lub przeciętnie obywatele, ale i córki oraz synowie obecnych przywódców – stara się emigrować z kraju. Z reguły nie zwraca się uwagi na takie oznaki braku wiary w przyszłość Chin, sądząc, że rozwój gospodarczy zapobiegnie większym wybuchom niezadowolenia.
Niektórzy sądzą wręcz, że po osiągnięciu pewnego progu transformacja gospodarcza wyda stabilne społeczeństwo demokratyczne. Niemniej przykre fakty świadczą o czymś wręcz przeciwnym: nigdy wcześniej rząd Chin nie był tak skorumpowany – wiarygodność i prawowitość państwa sięgnęły dna. Chiny są dziś bliżej chaosu i dalej od stabilizacji, niż przed dziesięciu laty.
Konieczność demokratyzacji
Jedynym sposobem na uniknięcie chaosu jest wdrożenie reform, które zmienią obecny reżim w demokrację. W artykule, który opublikowałem w 1989 roku, wezwałem Komunistyczną Partię Chin do zainicjowania reform politycznych, które:
* zagwarantują przestrzeganie praw człowieka, a przede wszystkim zapewnią wolność słowa, wolność mediów i swobodę zrzeszania się. (Domagałem się również uwolnienia Wei Jingshenga i wszystkich innych więźniów politycznych),
* zobowiążą osoby piastujące stanowiska państwowe do rozliczania się z ich działalności; zapewnią “transparentność”, głasnost, która pomoże wykorzenić korupcję,
* położą kres wojnie domowej w Chinach i przyniosą pokój w Cieśninie Tajwańskiej. Chiny kontynentalne powinny wezwać do rezygnacji ze stosowania siły jako środka rozwiązywania konfliktów i przejść od wzajemnej wrogości do pokojowego współzawodnictwa,
* ustanowią rządy prawa, będące przeciwieństwem – otwartych czy zakamuflowanych – rządów jednostek; polityka i decyzje partii nie mogą wyrastać ponad prawa państwa;
* doprowadzą do zmiany konstytucji, usuwając z niej wszelkie ślady “walki klasowej” jako fundamentu “dyktatury”, gwarantując demokrację i wolność gospodarczą.
Przywódcy KPCh nie mieli jednak żadnej ochoty na reformy, które ograniczyłyby ich władzę. W ciągu ostatnich dziesięciu lat rzeczywiście reformowali system, tyle że w dokładnie przeciwnym kierunku. Podczas ostatniego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych (marzec 1999) wprowadzono, na przykład, poprawki do konstytucji, ale tylko po to, by umieścić w niej nazwisko Deng Xiaopinga, a więc oddalić się jeszcze bardziej od demokracji.
Zrealizowano tylko jeden z moich postulatów, uwalniając Wei Jingshenga. Niemniej e tym samym czasie za kraty trafiło bardzo wielu dysydentów, winnych wyłącznie działań pokojowych i prodemokratycznych. Jawnie zaprzeczając swoim bajkom o stabilizacji, przywódcy KPCh dowiedli, jak bardzo czują się zagrożeni, sięgając po coraz bardziej represyjne środki.
W piątą rocznicę pekińskiej masakry komunistyczny rząd przyjął “Szczegółowe przepisy dot. Ustawy o bezpieczeństwie państwa”. Według nich, zbrodnią jest już nawiązanie kontaktu z zagraniczną organizacją pozarządową, zajmującą się, na przykład, prawami człowieka. “Zbrodnie” więźniów politycznych sprowadzają się więc często do należenia do organizacji politycznej czy niezależnych związków zawodowych, które działają poza monopolem państwa, uczestniczenia w strajku, demonstracji lub grupie dyskusyjnej, czy do publicznego wyrażenia opinii, którą kłóci się ze zdaniem rządu.
Rząd Chin podpisał dwa najważniejsze dokumenty praw człowieka ONZ (Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych oraz Międzynarodowy Pakt Praw Gospodarczych, Socjalnych i Kulturalnych) – i nie udzielił swoim obywatelom żadnych informacji na ten temat.
Ocean korupcji
Powszechnie wiadomo, że rząd Chin należy do najbardziej skorumpowanych na świecie. Chiny toną w morzu korupcji, w otchłani machinacji i rozgrywek o pieniądze i władzę. Na czele wielu grup zajmujących się mafijnym handlem bronią, które podsycają w ten sposób problem globalny, stoją krewni najwyższych przywódców. Armia i marynarka zajmują się działalnością gospodarczą, a także przemytem. Niemal wszyscy byli wysocy urzędnicy administracji pekińskiej zostali skazani za korupcję – a to tylko wierzchołek góry lodowej. Pomysł, iż pleniąca się powszechnie korupcja przyniesie tym razem trwałą stabilizację – w kraju, który widział już wzniecane przez nią przewroty i upadające dynastie – musi wydać się absurdalny każdemu, kto zna długą historię Chin.
Każda epidemia korupcji ma tę samą przyczynę: brak niezależnej władzy ustawodawczej i sądowniczej, które są fundamentem systemu rządów prawa. Choć Chiny odeszły od maoistowskiej i marksistowskiej ortodoksji, pozostał system monopartyjny i rządy jednostek. Jedyna zmiana polega na tym, że “rządy jednostek” zastąpiono “rządami jednostek skorumpowanych”.
KPCh przestała zadowalać się groźbami i sięgnęła po nacjonalizm, by usankcjonować faktyczny stan wojny w Cieśninie Tajwańskiej. Jeżeli ktoś sądzi, że nie grożą nam już działania wojenne w tym regionie, to jest naiwny. W Chinach kontynentalnych nakłady na wojsko rosną o około dwadzieścia procent rocznie od 1989 roku – a więc znacznie bardziej niż PKB. Chiny nadal sprzedają broń najbardziej radykalnym reżimom. Nie zapominajmy, że pierwszą decyzją Denga po przejęciu władzy w 1979 roku, było rozpoczęcie wojny z Wietnamem. Prawdopodobieństwo wybuchu prawdziwej wojny z Tajwanem jest dziś większe, a nie mniejsze niż dziesięć lat temu.
Powinniśmy wreszcie pamiętać, że najpoważniejszą przyczyną chaosu w monolitycznym państwie totalitarnym jest walka o władzę w łonie rządzącej kliki. To niebezpieczna gra bez żadnych reguł. Katastrofa rewolucji kulturalnej z lat 60. i 70. ukazuje dno, jakiego potrafią sięgnąć Chiny, pogrążając się w otchłani takiego konfliktu. Nie można wykluczyć ponownego pojawienia się band, lokalnych kacyków, organizacji przestępczych lub czerwonej gwardii, podobnych do tych, które terroryzowały i plądrowały Chiny w tym strasznym okresie. To prawda, że po tym iście koszmarnym epizodzie większość ludzi rozpaczliwie pragnie spokoju i stabilności. Niemniej przeciętny obywatel pragnął tego i w latach 60. i 70., nie miało to jednak żadnego znaczenia, gdyż wojsko, media i rząd kontrolowali właśnie ci, którzy walczyli ze sobą o władzę.
Musimy wyzbyć się wszelkich iluzji, które przesłaniają fakt, iż do prawdziwej stabilizacji w Chinach trzeba przede wszystkim likwidacji systemu autokratycznego. Jeżeli reżim się nie zmieni, Chiny nieuchronnie – już wkrótce – pogrążą się w chaosie.
Fang Lizhi, nazywany “chińskim Sacharowem”, jest obecnie profesorem fizyki Uniwersytetu Arizony i członkiem zarządu Human Rights in China.
Copyright © 1999 China Rights Forum