Czat z chińskimi obywatelami sieci
strona główna

Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

 

Czat z chińskimi obywatelami sieci

Dalajlama

 

Pytanie: Wasza Świątobliwość, serdeczne pozdrowienia. Chcę zapytać o przyszłość religijnego przywództwa w Tybecie. Co Wasza Świątobliwość sądzi o perspektywie „dwóch następców", jak w przypadku XI Panczenlamy?

 

Dalajlama: W 1969 roku oświadczyłem oficjalnie, że to Tybetańczycy zdecydują o ewentualnej potrzebie dalszego trwania instytucji Dalajlamy. W 1992 roku ogłosiłem, że gdy nadejdzie czas zjednoczenia naszej diaspory i rodaków w ojczyźnie, nie będę piastował żadnego stanowiska. Brzemię odpowiedzialności spocznie wówczas na ludziach, którzy obecnie kierują sprawami kraju. Na wychodźstwie od 2001 roku wybieramy przywódców Centralnej Administracji Tybetańskiej na pięcioletnie kadencje, nie przywiązuję więc większej wagi do kwestii Dalajlamy. Póki żyję, robię, co mogę. I na tym kończą się moje zobowiązania i rozważania. Odnoszę wrażenie, że bardziej ode mnie instytucją Dalajlamy interesuje się Komunistyczna Partia Chin. Tak, może to doprowadzić do sytuacji podobnej do tej z dwoma Panczenlamami. Stworzy to jedynie dodatkowy problem, nie przynosząc żadnego pożytku.

 

Pytanie: Co pan sądzi o XI Panczenlamie mianowanym przez rząd Chin?

 

Dalajlama: Z tego co słyszę, jest bardzo inteligentny i ogromnie zainteresowany religią. Wielu ludzi traktuje go jednak podejrzliwie, zatem wszystko w jego rękach. Byłoby dobrze, gdyby okazał się człowiekiem, który uosabia tak znajomość ksiąg, jak wyrastające z niej urzeczywistnienie, ducha nauczania oraz praktyki doktryny Buddy.

 

Pytanie: Chciałbym zapytać Waszą Świątobliwość o spotkania przedstawicieli rządu tybetańskiego z chińskimi komunistami. Dlaczego nigdy nie przynoszą one żadnych rezultatów? O jakie kwestie od dziesięcioleci rozbija się ten proces?

 

Dalajlama: Rząd Chin oficjalnie twierdzi, że nie ma żadnego „problemu Tybetu", tylko kwestia osoby Dalajlamy. Tymczasem ja nie proszę o nic dla siebie. Tu idzie o podstawowe prawa sześciu milionów Tybetańczyków, ich religię i kulturę oraz o środowisko naturalne. Niepokoją mnie te właśnie sprawy i o nich trzeba rozmawiać. Będzie to możliwe dopiero wtedy, gdy rząd centralny uzna istnienie problemu Tybetu i potrzebę poszukiwania rozwiązania, jak zdaje się to czynić w przypadku Xinjiangu. Jestem gotowy do współpracy, ponieważ mamy takie same priorytety: rozwój kraju, stabilizację, przyjaźń. Różnią nas jednak metody - rząd Chin zdaje się chcieć narzucać stabilizację siłą, my zaś uważamy, że powinna wyrastać ona z poczucia zadowolenia i zaufania.

 

Pytanie: Witam Waszą Świątobliwość. Niezależnie od ewentualnych zwrotów politycznych wciąż pogłębia się przepaść między zwykłymi Tybetańczykami a Hanami. Wielu Tybetańczyków naiwnie uważa, że jedynym problemem są chińskie rządy w Tybecie, podczas gdy my jesteśmy ofiarami tego samego dyktatorskiego reżimu. Co sądzi o tym Wasza Świątobliwość?

 

Dalajlama: Nasze wzajemne relacje nie zaczęły się w 1949 czy 1950 roku, lecz trwają od ponad tysiąca lat. Raz były doskonałe, innym razem gorsze. Obecnie najlepsze nie są. Przyczyną tego stanu rzeczy jest polityka rządu, nie ludzie. Dlatego też tak ważne są dziś stosunki między nimi. W wolnych krajach, w których żyją Tybetańczycy i Chińczycy, staramy się tworzyć wspólne stowarzyszenia - i to działa. Problem w tym, że dictum Deng Xiaopinga, który kazał szukać prawdy w faktach, pozostaje pustym frazesem. Hu Yaobang próbował zrozumieć sytuację. O jego postawie, polegającej na poszukiwaniu prawdy w kontaktach z ludźmi, a nie urzędowych raportach, mówił niedawno [premier] Wen Jiabao. Wiele problemów Chin bierze się z braku badania rzeczywistości w jawny, przejrzysty sposób, co pomogłoby choćby zmniejszyć korupcję.

 

Pytanie: Inna sprawa. Czy ma pan sposób na zapewnienie dobrych relacji między Tybetańczykami a Hanami?

 

Dalajlama: Wiele podróżuję i wszędzie widzę, że jesteśmy takimi samymi ludźmi. Dzięki temu z wszystkimi czuję się dobrze. Tybetańczyków i Chińczyków łączą w dodatku historyczne więzi. Jeśli będziemy wobec siebie szczerzy i zaczniemy rozmawiać jak równy z równym, wszystkie problemy znikną. Ciągle spotykam się z Chińczykami; są otwarci i mogę się do nich zbliżyć. Kłopoty rodzą się z podejrzeń i wątpliwości - nie dotyczy to tylko naszych nacji, lecz całego świata. I ten problem trzeba rozwiązać. Ilekroć rozmawiam z ludźmi, powtarzam, że jesteśmy tacy sami. Różnice religijne, kulturowe i językowe są drugorzędne. Najważniejsze jest nasze człowieczeństwo. Kiedy byłem w Pekinie w latach 1954-55, często dyskutowałem o marksizmie. Podobała mi się idea internacjonalizmu.

 

Pytanie: Chciałby spytać Waszą Świątobliwość o „Memorandum w sprawie autonomii narodu tybetańskiego", w którym nie wspomina się o ochronie praw Hanów zamieszkujących obecnie w Tybecie. Czy po uzyskaniu autonomii będą oni mogli tam pozostać?

 

Dalajlama: Chińczycy mieszkali w Tybecie i przed 1950 rokiem. Było ich bardzo wielu, również muzułmanów, choćby tam, gdzie się urodziłem, zatem z pewnością nie zmieni się to i w przyszłości. Nie możemy tracić jednak z oczu jednego - na przykład w samorządnej Mongolii Wewnętrznej rdzenni mieszkańcy są dziś niewielką mniejszością. W takiej sytuacji autonomia narodowa jest fikcją. Po wtóre, w tybetańskich miastach zdominowanych przez Chińczyków dochodzi do erozji rodzimego języka i tradycji. O tym też musimy pamiętać. Jeśli jednak nie ma takich obaw, nasi chińscy przyjaciele powinni móc żyć bezpiecznie i szczęśliwie. Jesteśmy w końcu takimi samymi ludźmi.

 

Pytanie: Chciałbym zapytać Wielkiego Nauczyciela, czemu wasze opisy dawnego Tybetu jako harmonijnego społeczeństwa buddyjskiego różnią się tak bardzo od stanowiska chińskiego rządu, który mówi o okrutnym ustroju niewolniczym? Skąd taki rozziew?

 

Dalajlama: To prawda, że przed 1950 rokiem Tybet był zacofany i, powiedzmy, feudalny. Żaden Tybetańczyk nie nazywa go rajem na ziemi. I nikt, w kraju czy na wychodźstwie, nie myśli o powrocie do przeszłości. Z drugiej strony, określanie go, jak czynią to władze chińskie, piekłem - jest przesadą. Słyszałem, że kiedy kręcono filmy propagandowe o przeszłości, gapie wybuchali śmiechem, ponieważ to, co widzieli, kłóciło się z rzeczywistością. W swoim czasie wielkim sukcesem nazywano rewolucję kulturalną. Później, gdy nie dało się już ukrywać faktów, ocenę tę zmieniono. Podobnie dziś cały świat zna prawdę o Tiananmen i tylko rząd Chin utrzymuje, że to była garstka ludzi i że nic się nie stało. Wszystko to sprowadza się do tego, iż najważniejsza jest obiektywna, naukowa analiza. Ciągle powtarzam Tybetańczykom, że nie powinni wierzyć w coś tylko dlatego, że ja to powiedziałem, wszystko należy bowiem sprawdzić samemu. Dla buddysty dotyczy to nawet nauk Buddy.

 

Pytanie: Gdyby rząd pozwolił panu wrócić do Tybetu i nadał mu autonomię, jaki system rządów miałby tam panować?

 

Dalajlama: Zdecydować o tym winna większość Tybetańczyków, zwłaszcza intelektualiści, szukając prawdy w faktach. Na wychodźstwie od pół wieku nasza administracja kieruje się zasadami demokracji.

 

Pytanie: Mam dla Dalajlamy trudne pytanie. Chiński rząd najostrzej krytykuje pana za to, że domaga się pan, by w Tybecie nie było żadnych wojsk. Ich zdaniem świadczy to o tym, że dąży pan do uzyskania niepodległości. Czy to wciąż pańskie stanowisko?

 

Dalajlama: Zawsze podkreślałem, że autonomia zakłada, iż stosunki zagraniczne i sprawy obronności powinny leżeć w gestii rządu centralnego. Tak, mówiłem, że moim marzeniem jest Tybet będący strefą pokoju, której fundamentem są zaufanie i przyjaźń z Indiami, Nepalem i tak dalej. Nie myślałem jednak tylko o Tybecie - nieodmiennie powtarzałem, że na demilitaryzację czeka cały świat. Nie ma tu więc żadnych powodów do obaw.

 

Pytanie: W tej chwili nie widać niemal żadnych szans na rozwiązanie problemu Tybetu za życia Dalajlamy. Jak Wasza Świątobliwość widzi perspektywy Tybetu?

 

Dalajlama: Dzieje Chińskiej Republiki Ludowej dzielę na cztery epoki: Mao Zedonga, Deng Xiaopinga, Jiang Zemina i Hu Jintao. Każda z nich była inna. Uważam, że polityka wobec mniejszości zostanie zmieniona - i że powinno tak się stać. Jestem przekonany, że problem Tybetu można rozwiązać w sposób korzystny dla obu stron. I nie sądzę, by trzeba było na to wielu lat.

 

Niektórzy emerytowani członkowie partii, którzy pracowali w Tybecie, i wielu chińskich uczonych krytykują obecną politykę wobec narodowości i wzywają do jej rewizji. Wierzę więc, że dojdzie do zmian i że decyzja o nich zapadnie w niedalekiej przyszłości.

 

 

 

21 maja 2010

 

 

 

 

Czat Dalajlamy z chińskimi wangmin, „obywatelami sieci" zorganizował pisarz, intelektualista i działacz społeczny Wang Lixiong. Wcześniej internauci zadawali pytania, a potem na nie głosowali - najpopularniejsze zostały zadane Jego Świątobliwości.