Koordynator administracji USA do spraw Tybetu
Benjamin A. Gilman
Otwieram posiedzenie. Pragnę powitać naszego nowego koordynatora ds. Tybetu, panią Julię Taft. Pracowaliśmy już z jej wieloma wcieleniami w Departamencie Stanu; mamy nadzieję, że nasze stosunki będą nadal ciepłe i produktywne. Serdecznie witam pana Pemę Czindziora, ministra tybetańskiego rządu na wychodźstwie, oraz pana Dałę Ceringa, przedstawiciela Dalajlamy w Stanach Zjednoczonych.
Obchodziliśmy wczoraj 40. rocznicę powstania tybetańskiego i ucieczki Dalajlamy. Mija 50 lat od chińskiej inwazji na Tybet w 1949 roku. Od tego czasu świat był świadkiem tragicznej, niemal całkowitej zagłady unikalnej kultury i religii Tybetu i nie zrobił właściwie nic, by położyć kres tym brutalnym represjom.
Pekińskim ostatecznym rozwiązaniem jest prowadzona obecnie polityka przenoszenia ludności, która zmienia Tybetańczyków w mniejszość w ich własnym kraju. Mimo zaniepokojenia Kongresu, wyrażanego przez przedstawicieli obu partii podczas wielu kadencji administracji, uchwały i rezolucje tylko nieznacznie wpłynęły na błędną politykę Departamentu Stanu.
W 1990 roku Kongres polecił dyrektorowi Agencji Informacyjnej USA nadawanie tybetańskojęzycznych audycji “Głosu Ameryki” dla Tybetańczyków. W 1991 roku Kongres przyjął rezolucję, wyrażającą pogląd Kongresu, że Tybet jest krajem okupowanym, którego prawdziwymi przedstawicielami są Dalajlama i tybetański rząd na wychodźstwie. W 1997 roku, pod naciskiem Kongresu, Departament Stanu mianował Specjalnego Koordynatora ds. Tybetu.
Na skutek tych i wielu innych zabiegów Kongresu oraz powszechnego poparcia amerykańskiej opinii publicznej, sprawę Tybetu poruszono podczas ubiegłorocznego szczytu między prezydentem Clintonem a przywódcami chińskimi. Dalajlama otrzymał sygnał, że negocjacje są możliwe. Niestety, choć Jego Świątobliwość spełnił postawiony przez Pekin warunek, stwierdzając, iż Tybet jest częścią Chin, z tego, co wiadomo członkom Komisji, nie doszło do żadnych rozmów.
W najwyższych kręgach amerykańskiej polityki zagranicznej brak dziś zrozumienia dla faktu, że Tybet to nie tylko kwestia drastycznych pogwałceń praw człowieka – Tybet ma dla nas również ogromne znaczenie strategiczne. To kraj o powierzchni Europy Zachodniej, rozciągający się wzdłuż całej niemal północnej granicy Indii.
Z powodu chińskiej okupacji Tybetu, w interesie Pekinu leży wzniecanie ognia między Indiami a Pakistanem, poprzez dostarczanie temu ostatniemu, zachodniemu sąsiadowi Indii, technologii nuklearnych i balistycznych. Konsekwentne popieranie Pakistanu przez Pekin było głównym powodem przeprowadzenia przez Indie próbnych wybuchów jądrowych.
Rozwiązanie kryzysu tybetańskiego nie tylko położy kres represjom, ocali naród oraz jego jedyną w swoim rodzaju religię i kulturę, ale i pomoże połowie ludzkości, rozładowując zagrożenie konfliktem nuklearnym w regionie.
W zeszłym tygodniu “New York Times” informował, że Chiny wykradły zbrojeniowe technologie nuklearne Stanom Zjednoczonym. Rok temu ujawniono, że dzięki amerykańskim firmom komunikacyjnym Chiny uzyskały technologię balistyczną, która pozwoli Armii Ludowo-Wyzwoleńczej umieścić kilka głowic jądrowych na jednym pocisku.
Administracja, która kładzie nacisk na wymianę handlową, tracąc z oczu inne ważne kwestie, przyczyniła się w ten sposób do podkopania bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych. Jeśli idzie o sam handel, nie okazała się przecież skuteczniejsza. Tysiące Amerykanów straciły pracę; deficyt [w handlu z ChRL] wynosi obecnie około 60 miliardów dolarów rocznie. Co gorsza, polityka wobec Chin w dziedzinie praw człowieka postawiła pod wielkim znakiem zapytania moralny autorytet Stanów Zjednoczonych.
Dziś Kongres przyjął opracowaną przez naszą Komisję uchwałę, która wzywa administrację do wniesienia rezolucji, potępiającej gwałcenie praw człowieka w Chinach i Tybecie. Jeśli administracja przedstawi rezolucję na forum ONZ w Genewie, naród amerykański odzyska nadzieję, że w polityce wobec Chin, która była błędna i przyniosła katastrofalne skutki, wreszcie dokonane zostaną zmiany.
Będzie też odpowiedzią na modlitwy tych dzielnych chińskich i tybetańskich działaczy demokratycznych, którzy zmagają się z brutalną dyktaturą Pekinu.
Benjamin A. Gilman jest przewodniczącym Komisji ds. Stosunków Zagranicznych Kongresu USA