Prawdziwi separatyści
strona główna

Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

 

Prawdziwi separatyści

Gangni

 

Niezależnie od tego, jaki stawiamy sobie cel, najskuteczniej efekty działania pomnaża propaganda, jeśli jednak jest ona na bakier z prawdą, wnosi tyle, co pijacki bełkot.

 

Podczas zeszłorocznego pokojowego powstania przebrani funkcjonariusze wmieszali się w tłum protestujących i sprowadzili ich na manowce, co skrzętnie wykorzystała telewizja państwowa, oskarżając wszystkich Tybetańczyków o „separatyzm", choć nie ma to nic wspólnego z prawdą i rzeczywistością. Zostawiło to, po obu stronach, głęboką ranę, która nie chce się goić. Chińscy bracia i siostry czują niechęć do Tybetańczyków, ci zaś ich nienawidzą. Trudno, moim zdaniem, o bardziej jaskrawy przykład kopania przepaści między narodami.

 

Tybetańczycy mówią: „Nie zostawiono nam wyboru, musieliśmy działać. Na oczach świata oskarża się nas o niepopełnione zbrodnie i rozdmuchuje do niebotycznych rozmiarów błahe incydenty". Nawet urzędnicy, którzy służyli partii od dwudziestu, trzydziestu lat, nie mogli wtedy zameldować się w żadnym hotelu w Chinach właściwych. W szkołach karmionych telewizyjnymi i gazetowymi kłamstwami tybetańskie dzieci narażone były na podejrzliwe spojrzenia i grubiaństwa. Nawet ci studenci i urzędnicy, którzy wcześniej szczerze podziwiali naród chiński, partię i rząd, przeżyli prawdziwy szok, a w ich sercach rodziła się nagle niechęć i złość. Pytam tych, którzy robią takie rzeczy w zaślepieniu: naprawdę tak trudno zrozumieć, że popełniacie bardzo kosztowny błąd?

 

Wszystkie ulice, którymi chodzimy, zwęziły się dramatycznie za sprawą szpalerów karabinowych luf. Cały czas jesteśmy na muszce. Zdjęcia Dalajlamy - źródła naszego szczęścia i nadziei - są wdeptywane w ziemię żołnierskimi butami. Co jeszcze dla nas mają? Ultimatum. Surowe kary. Potok obelg i wyzwisk. Czemu może to służyć poza pogłębianiem konfliktu między nacjami? Co więcej, wszelkie próby złamania naszego ducha cementują jedynie jedność i przekonania Tybetańczyków.

 

Wierzyłem kiedyś, że żołnierze są szlachetnymi strażnikami bezpieczeństwa narodowego i spokoju społecznego, ale ten rok ukazał ich zupełnie inne oblicze: szowinistów, morderców, profesjonalnych złodziei i rabusiów, sprawnych, bezwzględnych i bezwstydnych oprawców (mam tu przede wszystkim na myśli wydarzenia w Ngabie i Kanlho). Moja wiara w wojsko prysła jak mydlana bańka. Żołnierze i urzędnicy lokalni, którzy dopuszczają się przestępstw, są dla mnie generałami na froncie wojny o antagonizowanie narodów.

 

A wszystkie te departamenty bezpieczeństwa publicznego, sztaby i komórki partyjne, które jedną ręką przedstawiają zakłamane raporty rządowi centralnemu, a drugą bez zmrużenia oka zgarniają do prywatnych kieszeni dziesiątki, setki tysięcy z publicznych pieniędzy, dopuszczając się przy tym wszelkich nieprawości i okrucieństw, czyż to nie oni są prawdziwą ostoją separatyzmu? Urzędnicy lokalni, którzy skupiają się na machaniu ogonkiem przed przełożonymi i wspinaniu po szczeblach kariery, też mają w tym swój udział.

 

Jak rząd centralny może być ślepy na jedno oko i głuchy na jedno ucho w obliczu tak poważnych zagrożeń dla bezpieczeństwa i stabilizacji państwa? Mylą się nawet lamowie, a więc i przywódcy. Mylić może się także rząd. Czas, by ci, którym się to przytrafiło, wstali i publicznie przeprosili. To najlepsza metoda budowania jedności i harmonijnego społeczeństwa (oraz naszego zaufania).

 

Wciąż jednak, po obu stronach, są krzykacze: „O, nie! Jaki to potworny naród! Dlaczego są tacy agresywni? Dlaczego ciągle atakują i biją naszych?". Podobne brednie mają taką moc rażenia, że z czasem nawet taksówkarzom jeżą się włosy na głowie na dźwięk słowa „Tybetańczyk", jakby mieli do czynienia z demonem.

 

Narody chiński i tybetański mogą mieć długą historię współpracy, braterskich więzów, wzajemnego szacunku i sympatii, ale ten rok zatruł ludzkie umysły wrogością, która jedności nie służy, lecz ją niszczy.

 

Rząd i przywódcy zamiast trwać w błogiej ignorancji powinni się nad tym poważnie zastanowić, a następnie podjąć stosowne działania, budując trwałe fundamenty narodowej stabilizacji.

 

 

luty 2009

 

 

 

Gangni - pseudonim tybetańskiego blogera.