Chiński Tybet – pytanie bez odpowiedzi
Li Datong
Chiński Tybet dostał nowe święto z okazji pięćdziesięciolecia wiekopomnego wydarzenia: „dnia wyzwolenia niewolników". Delegacje najwyższych przywódców, z Hu Jintao, sekretarzem Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Chin na czele, zwiedziły w związku z tym wystawę poświęconą półwieczu reformy demokratycznej w Tybecie, rządowe media biczowały ohydę historycznego Tybetu, wynosząc pod niebiosa dzisiejsze osiągnięcia, a minister spraw zagranicznych i premier starli w pył „niepodległościowe dążenia" Dalajlamy (z których ten dawno zrezygnował) na użytek krajowych i zagranicznych dziennikarzy.
Orgia celebracji 1959 roku, w którym wojska chińskie „wyzwoliły" Lhasę, zmuszając Dalajlamę i tysiące jego rodaków do szukania schronienia w Indiach, świadczy, iż Pekin porzucił politykę „negocjacji" z tybetańskim przywódcą, którą wymusiła światowa opinia publiczna przed igrzyskami olimpijskimi. Stanowisko władz usztywniło spokojne zakończenie olimpiady oraz zachodnie rządy, wyciągające do Chin rękę po pomoc w przetrwaniu globalnego kryzysu finansowego. Pekin nie musi już gryźć się w język. Sprawa Tybetu znalazła się w impasie.
Ta strategia twardej ręki odzwierciedla powszechny brak zrozumienia problemu Tybetu. Nawet ci Chińczycy, którzy mają o nim pojęcie, zdają się nie widzieć sedna sprawy. W końcu Dalajlama od dawna nie woła o niepodległość, powtarza, że Tybet jest częścią Chin, uznaje prawo Pekinu do kierowania polityką zagraniczną i obronnością (włącznie ze stacjonowaniem chińskich wojsk na terenie Tybetu), zabiegając o większą autonomię jedynie na podstawie przepisów konstytucji ChRL i ustawy o „regionalnej autonomii narodowej". Dlaczego więc Pekin nie chce zaakceptować nawet podstaw negocjacji? Co stało się ze stanowiskiem Deng Xiaopinga, który w 1979 roku spotkał się z bratem Dalajlamy i wyraził gotowość rozmawiania o „wszystkim poza niepodległością?".
Ideologia wroga sobie
Partia komunistyczna miała zupełnie inne poglądy na autonomię przed dojściem do władzy w 1949 roku, włączając do oficjalnej ideologii zasadę samostanowienia narodów z całym dobrodziejstwem inwentarza. Wyrastała ona z europejskiego modelu państwa narodowego i została wyłożona w 1914 roku przez Lenina w eseju o „prawie narodów do samostanowienia". Wedle tej doktryny każda grupa posiadająca wspólne dziedzictwo kulturowe i uważająca się za naród miała prawo do autonomii w obecnej ojczyźnie lub do utworzenia niepodległego, suwerennego państwa.
Nie ulega wątpliwości, że dla każdego imperium musi oznaczać to rozpad. Związek Sowiecki robił wszystko, by losu tego uniknąć. Zidentyfikował sto narodów, z których każdy miał na papierze konstytucyjne prawo do opuszczenia ZSRR, kreując przy tym obraz szczęśliwej, socjalistycznej rodziny złączonej ideologiczną wiarą w wyższy, jednoczący cel. W rzeczywistości „wielonarodowa rodzina" tkwiła w więzieniu jednopartyjnych rządów, okrutnych prześladowań i wyzysku gospodarczego, w którym nie było mowy nawet o autonomii.
Komunistyczna Partia Chin wiernie naśladowała model sowiecki. W 1928 roku na VI zjeździe (który odbył się w Moskwie) oświadczyła: „prawdziwymi komunistami będziemy dopiero wtedy, gdy uznamy prawo wszystkich narodów żyjących w granicach Chin do niepodległości, secesji i tworzenia własnych państw". Partia proklamowała Sowiecką Republikę Chińską w Jiangxi 7 listopada 1931 roku. Zgodnie z artykułem 14 konstytucji z roku 1934 uznawała ona „prawo samostanowienia wszystkich mniejszości narodowych w Chinach" i tworzenia „nawet przez najmniejsze z nich niepodległych państw".
Po objęciu władzy w 1949 roku partia wciąż uczyła się od sowietów, „identyfikując" - bądź wymyślając - kolejne narody. Piątka z czasów Republiki Chińskiej - Hanowie, Mandżurowie, Mongołowie, Hui i Tybetańczycy - rozrosła się do 1986 roku do pięćdziesięciu sześciu. Skopiowano też zasady autonomii, aczkolwiek zgodnie z chińską tradycja „zjednoczeniową" „republiki" stały się „regionami". Dzięki temu posunięciu i podkreślaniu różnic narodowościowych przedstawiciele mniejszości identyfikowali się ze swoim pochodzeniem etnicznym, a nie z własnym krajem. Do dziś żadnym regionem autonomicznym nie rządził sekretarz wywodzący się z rodzimej nacji: autonomii zawsze doglądają i kierują nią Hanowie. Skoro partia tak boi się rozpadu państwa lub utraty władzy, po co w ogóle wprowadzano ten system?
Polityka wroga ruchowi
„Autonomia narodowa" sprowadza się do dwóch kwestii. Pierwsza to relacje między różnymi nacjami (bo z definicji mamy tu możliwość tarć z dążeniem do niepodległości włącznie). Drugą jest mechanizm polityczny umożliwiający dążenie do samostanowienia (gdyż permanentnym zagrożeniem - jako że autonomia może opierać się jedynie na demokracji oraz wyborze przywódcy i jego wizji - pozostaje wola większości). Oba aspekty nastręczają trudności - pierwszy kłóci się z odziedziczoną i wyznawaną przez partię ideą jednych Chin, drugi zaś z jej monopolem władzy.
Zatem niezależnie od tego, co zrobi Dalajlama - nazwie się lojalnym obywatelem Chin, odrzuci niepodległość, opowie za autonomią w granicach konstytucji ChRL - Pekin nie może mu odpowiedzieć, gdyż wymuszają to na nim sprzeczności własnej ideologii.
Klincz jest jeszcze poważniejszy. Polityka partii uniemożliwia odniesienie się do poglądów Dalajlamy, który uważa rząd emigracyjny za naturalnego przedstawiciela narodu tybetańskiego. Od pół wieku partia starannie dobiera i szkoli tybetańskie elity, których członków kształci się w gdzieś Chinach lub w samym Pekinie, nim, dwujęzyczni, wrócą i obejmą stanowiska w rodzinnych stronach. Wielu z nich jest potomkami dawnych „niewolników".
Z kolei przywódcy diaspory nigdy nie mieszkali w Tybecie, kształcili się w Indiach lub na Zachodzie, znają biegle angielski i w ząb chińskiego. Nawet w sytuacji wolnych wyborów elita lokalna może mieć przewagę, przekonując rodaków, by nie oddawali władzy „obcym". Podejrzewam, że największy opór przeciwko powrotowi Dalajlamy stawiają te właśnie kręgi. Chiny kontrolują Tybet za pośrednictwem tych ludzi, którzy są w grze i mogą wpływać na politykę rządu centralnego.
Wszystko to razem daje zastój. Chiński system polityczny i instytucje regionalne czynią problem Tybetu nierozwiązywalnym.
19 kwietnia 2009
Li Datong - popularny dziennikarz i redaktor, zwolniony z pracy za krytykowanie rządowej cenzury.