Mogę wybrać 110?
***
„W razie jakichkolwiek problemów należy dzwonić do służb porządkowych". Po prostu miód, rozkosz dla oka i ucha. Na filmach policjanci nie boją się nawet zginąć, żeby obronić społeczeństwo przed bandytą czy inną swołoczą. Są darem miłosiernych niebios i dobrym wujkiem w jednym, osłaniając bezradnych przed wrogami pokoju. Bóstwem opiekuńczym, które spieszy z pomocą, gdy tylko wypowiedzieć jego imię. Kiedy w nasze życie wtargnie rabuś, nie wpadamy w panikę, bo mamy numer 110, za którym kryje się służba bezpieczeństwa reagująca na każde wołanie o pomoc. Tylko gdzie dzwonić, jak nie idzie o pieprzoną kradzież?
Jak jest się na przykład żoną pisarza, do której domu wdzierają się mundurowi, wloką gdzieś męża i chociaż trzymają go ponad dwanaście godzin, mówią tylko: „mamy do niego kilka pytań"? Kiedy tak depczą podstawowe prawa człowieka i obowiązujące w tym kraju przepisy, też mogę się skarżyć pod 110?
A jeśli nazywam się Cering Dolma, przyjechałam właśnie do miasta i zaczynam się przebierać w hotelowym pokoju, do którego wpada nagle stado samców, bo dla nich dostać drugi klucz w recepcji to tyle co splunąć, a zamarzyli sobie obejrzeć mój dowód osobisty? Czy takie upokorzenie kwalifikuje się pod 110?
Albo na imię mi Taszi i wracając do domu mijam zaułek burdeli, w którym rzucają się na mnie tajniacy i wiozą na komisariat, gdzie zaczyna się bicie, a kiedy przerażony próbuję wyjaśnić nieporozumienie, przechodzą do regularnych tortur, też szukać pomocy pod 110?
Bądź wiozę sąsiada do szpitala, zatrzymuje nas drogówka, ponieważ uważa, że jechałem za szybko, i przez godzinę ogląda dokumenty, a człowiek umiera mi na rękach - 110 za duszyczkę?
A teraz jestem mnichem pielgrzymującym z Amdo do Lhasy, biorą mnie z przypadkowej łapanki i tłuką pałami od czubka głowy po pięty, zadając przy tym absurdalne pytania - pomogą mi pod 110?
Albo koczownikiem, pastuchem jaków, do którego przychodzą nagle i mówią, że ma się natychmiast przeprowadzić do cholernego osiedla dla nomadów, odbierając gwałtem całe dotychczasowe życie i środki utrzymania - 110?
Zarabiam na życie prostytucją, wdzierają się do mnie w środku nocy, ciągną po ulicy w samej bieliźnie, już wiem, że ciężko to odchoruję, a na komisariacie po kolei gwałcą - próbować 110?
Mógłbym tak w nieskończoność, ale dam spokój, bo i tak ktoś mi zaraz powie, że to brednie i wymysły. Tyle że tak nie jest. To nasza rzeczywistość. Codzienność. Kiedy próbują nas okraść, dzwonimy (nawet jeśli to czysta naiwność) pod 110. Ale co zrobić, gdy bandytą jest właśnie ktoś spod tego numeru? Dzwonić? Pod 110? Gdzieś indziej?
28 lutego 2011
Anonimowy wpis z tybetańskiego portalu Rangdrol.net; 110 to chiński odpowiednik polskiego numeru 112.