Marszałek Maciej Płażyński: Szanowni Państwo, z prawdziwą radością
serdecznie witam Waszą Świątobliwość w polskim parlamencie. Obecność Waszej
Świątobliwości jest dla nas nie tylko zaszczytem, lecz powoduje również,
że gmach ten nie jest wyłącznie miejscem debat politycznych i stanowienia
prawa, ale także miejscem wielkich spotkań i przeżyć o wymiarze duchowym.
Tu w Polsce jesteśmy szczególnie świadomi wagi tego, co niedotykalne, co
sytuuje się wewnątrz ludzkich serc, co potrzebne dla formy innego rozwoju
wspólnoty ludzkiej. Nasza historia zawiera liczne momenty, w których to
świat ducha decydował o zwycięstwie w walce z przeciwnościami i potężniejszymi
nieprzyjaciółmi. Wizyta Waszej Świątobliwości jest świadectwem dominacji
sfery wartości niematerialnych, decydujących o pełnym wymiarze człowieczeństwa.
Droga, jaką realizuje Wasza Świątobliwość w swoim życiu, na całym świecie
budzi podziw i szacunek. Stała się jednym z tych znaków, które określają
drogi postępowania dla wielu ludzi. Dążenie Waszej Świątobliwości do zapewnienia
harmonii między religiami, do pokoju między ludźmi – który przecież jest
niemożliwy bez pokoju wewnątrz duszy poszczególnych osób – jest nam bliskie
mimo odmienności kulturowej i religijnej. Mówiąc o drodze Waszej Świątobliwości
jesteśmy równocześnie świadomi, iż towarzyszy jej rys cierpienia, jaki
wiąże się z tragedią narodu tybetańskiego. Polacy dobrze poznali gorycz
braku wolności, braku swobód religijnych – dlatego nasz kraj w swoich działaniach
na arenie międzynarodowej nie pozostaje obojętny wobec faktu łamania praw
człowieka, jakie mają miejsce w Pańskiej ojczyźnie.
Wasza Świątobliwość, dwadzieścia lat temu gdańscy polscy robotnicy
sprzeciwili się kłamstwu i zniewoleniu, w którym żyli. Powstał wielki ruch
„Solidarności”, który odmienił nasz kraj. Ruch ten wyrastał z przekonania,
że walka o dobro wspólne i szczęście pojedynczych ludzi tylko wtedy ma
sens, gdy odwołuje się do tego, co w ludziach najlepsze: pragnienia prawdy,
godności, zwykłej ludzkiej solidarności, gdy unika przemocy i nienawiści.
Nasze myśli i uczucia będą zawsze z tymi, którzy podążają podobną drogą,
niezależnie od tego, jak daleko mieszkają, jakiej religii są wyznawcami
[oklaski]. Z szacunkiem obserwujemy wysiłki Waszej Świątobliwości, zmierzające
do rozwiązania bolesnych problemów narodu tybetańskiego. Jestem przekonany,
że posłanie Waszej Świątobliwości nie tylko wzbogaca wymiar duchowy człowieka
w skali naszego świata, ale przyniesie też plon w miejscu szczególnie bliskim
sercu Waszej Świątobliwości – w Jego ojczyźnie. Wasza Świątobliwość – Wasze
przesłanie [oklaski].
Dalajlama: Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę być w Polsce
– kraju o długiej historii, kraju dumnym, kraju pełnym wiary i pewności
siebie. Cieszę się, iż dano mi sposobność spotkania z Państwem – z Paniami
i Panami członkami parlamentu – oraz wszystkimi innymi czcigodnymi Braćmi
i Siostrami. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za zaproszenie.
To moja druga wizyta w tym kraju. Nadal doskonale pamiętam tę
pierwszą – znalazłem tu wówczas świeżość, podniecenie i entuzjazm, związane
z odzyskaniem wolności. Dziś, kilka lat później, dowiaduję się od starych
przyjaciół z Polski, iż jest w Was więcej wiary w siebie, więcej odwagi,
gotowości do stawiania czoła sprawom o najszerszym zasięgu. To bardzo dobra
wiadomość.
Chciałbym teraz podzielić się z Państwem moimi poglądami na pewne
sprawy, a następnie poprosić o pytania, które zawsze bardzo sobie cenię.
Dzięki nim dowiaduję się, co Państwa interesuje najbardziej; często też
pojawiają się w nich nowe tematy, kwestie, które zmuszają mnie do myślenia.
Szukając na nie odpowiedzi, sam mogę się czegoś nauczyć.
Jak już mówiłem moim starym przyjaciołom – gdziekolwiek podróżuję,
mój umysł zaprzątają trzy sprawy. Po pierwsze – promowanie ludzkich wartości,
po drugie – promowanie harmonii między religiami, i po trzecie, jeśli słuchacze
chcą się czegoś o tym dowiedzieć – sytuacja w Tybecie. Dwie pierwsze nie
mają nic wspólnego z polityką. Dotyczą duchowości, są więc wspólne nam
wszystkim. Ponieważ w Parlamencie powołano Forum [zajmujące się Tybetem],
myślę, że warto i należy powiedzieć tu również kilka słów na temat problemu
Tybetu. Pozwolą Państwo jednak, że zacznę od tematów duchowych.
Krótko: każda istota ludzka – ale nie tylko ludzie, wszystkie istoty
czujące, to znaczy takie, które mogą doświadczać bólu i przyjemności –
pragnie szczęścia i nie chce cierpieć. My, ludzie – i pod tym względem
jesteśmy wyjątkowi – mamy też inteligencję, która, moim zdaniem, sama w
sobie jest neutralna. Czasem przynosi nam głębsze szczęście, większą radość,
innym razem, jeśli korzystamy z niej w sposób niewłaściwy, staje się źródłem
jeszcze poważniejszych problemów i przejmującego cierpienia. Każdy człowiek
ma więc ów unikalny, ogromny potencjał, który może być destruktywny lub
konstruktywny.
Uważam, że żyjemy w czasach, w których, jako ludzkość, zrobiliśmy –
i robimy nadal – ogromne postępy w korzystaniu z owej inteligencji. Skoro
może być ona destruktywna lub konstruktywna, czynnikiem decydującym jest
motywacja. O tym, jak korzystamy z inteligencji, rozstrzygają nasze pobudki.
Kluczowe znaczenie dla rozwijania właściwej, pozytywnej motywacji mają
ludzkie uczucia: współczucie, troska o innych. Wydaje mi się, że we współczesnym
świecie doskonale zdajemy sobie sprawę ze znaczenia inteligencji, niemniej
nie przywiązujemy właściwej wagi do podstawowych ludzkich wartości, do
przymiotów ducha. Powinniśmy sobie uprzytomnić, iż te przymioty nie muszą
być związane z jakimś konkretnym systemem religijnym lub filozoficznym
– to proste fakty, wynikające z życia jednostek i społeczności. Osoba,
która nie wyznaje żadnej religii, może odnieść sukces i być szczęśliwa,
ale bez podstawowych ludzkich wartości nie mowy o sukcesie i szczęściu.
To, czy wyznajemy jakąś religię czy nie, zależy tylko od nas – to kwestia
indywidualnego wyboru. Dopóki jednak żyjemy w społecznościach i społeczeństwach,
dopóki jesteśmy ludzkością, podstawowe wartości są nam po prostu niezbędne.
Nasienie owych wartości i inteligencji kiełkuje w nas już w chwili narodzin.
Z upływem lat pielęgnujemy i rozwijamy w sobie inteligencję, niemniej często,
niestety, zaniedbujemy podstawowe ludzkie wartości.
Na tej planecie jest wiele problemów i cierpień. Oczywiście nic nie
poradzimy na katastrofy naturalne, niemniej wiele innych problemów – czy
to na poziomie poszczególnych państw, czy to na płaszczyźnie globalnej
– tworzymy sami, własnymi rękami. Podstawowe ludzkie wartości są fundamentem
szczęścia jednostek, szczęścia rodziny, szczęścia społeczeństwa. Ponieważ,
jak już wspomniałem, nie muszą być one związane z religią, często posługuję
się terminem „etyka świecka”. Jeżeli włożymy więcej wysiłku, jeśli poświęcimy
więcej uwagi promowaniu podstawowych ludzkich wartości, szczęśliwsi będą
ludzie, szczęśliwsza będzie ludzkość, szczęśliwsze będzie środowisko naturalne.
Jestem też przekonany, że łatwiej będzie nam budować trwały, stabilny,
prawdziwy pokój.
Tyle o punkcie pierwszym, przejdźmy teraz do drugiego. Skoro
podstawowe ludzkie wartości są tak ważne, to równie ważne muszą być różne
tradycje religijne, które odgrywają ogromną rolę w promowaniu owych wartości.
Choć, jak już wspominałem, etyka świecka i religia to sprawy odrębne, tradycje
religijne mogą te wartości wspierać i promować. Harmonia i jedność różnych
tradycji religijnych jest więc sprawą wielkiej wagi. W przeszłości bywało
– a niestety zdarza się i dziś – że różne religie stawały się zarzewiem
kolejnych konfliktów, przyczyniały do podsycania wrogości, niesnasek, a
nawet rozlewu krwi. Dlatego też, przede wszystkim, bardzo ważne jest pielęgnowanie
tradycyjnych wartości i podążanie za religią, w której się wyrosło – tak
jak tu, w Polsce, gdzie większość społeczeństwa stanowią katolicy. Jednocześnie
należy jednak studiować inne tradycje religijne – po to, by móc je zrozumieć
i docenić ich wartość. To fundament prawdziwej harmonii i jedności. Z moich
doświadczeń wynika, że im więcej dowiaduję się o innych tradycjach i ich
wartościach, tym głębszy i większy rośnie we mnie dla nich szacunek. Sądzę
też, że udało mi się przyczynić do promowania zrozumienia między różnymi
religiami.
Teraz punkt trzeci – Tybet. Od chwili – w zależności od tego,
jak to nazwiemy – wyzwolenia czy też rozpoczęcia okupacji Tybetu minęło
już pięćdziesiąt lat. (Proszę, niech każdy zdecyduje sam, czy chce nazywać
to „wyzwoleniem” czy „okupacją”). Tak czy owak, rozpoczął się wtedy nowy
rozdział historii Tybetu, który przyniósł wiele zmian. Niektóre z tych
zmian są pozytywne. Potrzebowaliśmy ich i cieszymy się z nich – nie ma
bowiem jednego Tybetańczyka, który marzyłby lub myślał o powrocie do starego
systemu. Niemniej jednak, jak ujął to poprzedni Panczenlama na dwa dni
przed swoją nagłą śmiercią, zmiany na lepsze, jakie zaszły w Tybecie po
wkroczeniu Chińczyków, nie były warte ogromu zniszczeń i cierpień, które
zadano Tybetańczykom. Również były pierwszy sekretarz Komunistycznej Partii
Chin, Hu Yaobang, który w 1980 roku odwiedził Lhasę, publicznie przeprosił
za to, co stało się w Tybecie. Doświadczenia ostatnich pięćdziesięciu lat
sprawiają, iż przytłaczająca większość Tybetańczyków, ponad dziewięćdziesiąt
procent, żywi głęboką niechęć do Chińczyków. Chińska machina propagandowa
przedstawia sytuację w Tybecie w sposób jednostronny. Chiny mogą się do
tego nie przyznawać, niemniej sprawa Tybetu jest dla nich bardzo drażliwa.
Mogą twierdzić, że nie ma „problemu Tybetu”, ale faktycznie problem istnieje.
I nie służy on ani mieszkańcom Chin, ani Tybetańczykom. Problem czy też
kwestia Tybetu ma wiele aspektów, wiele wymiarów: stan środowiska naturalnego,
niszczenie duchowości tybetańskiej i tybetańskiego dziedzictwa kulturowego.
Wszystko to wywołuje ogromną niechęć Tybetańczyków, a kiedy dają temu wyraz,
dochodzi do powszechnych, drastycznych naruszeń praw człowieka na ogromną
skalę.
Sprawa Tybetu jest cierniem, skazą na wizerunku Chin. Polityka, jaką
prowadzą one dziś w Tybecie, przynosi katastrofalne skutki. Priorytetami
chińskich władz są stabilizacja i jedność kraju, ale polityka, czy też
taktyka, którą obrały – polityka siły i opresji – na dłuższą metę szkodzi
i stabilizacji, i jedności państwa.
Jak problem ten rozwiązać? Moim zdaniem najlepsza jest droga środka,
czyli rozwiązanie, które przyniesie pożytek i Chińczykom, i Tybetańczykom.
A zatem, nie pełna niepodległość, ale i nie system, który istnieje dzisiaj.
Precyzyjnie nazywam to prawdziwym samorządem, prawdziwą autonomią. W Europie
mamy różne modele autonomii i szczegóły trzeba będzie omówić w przyszłości,
niemniej rozwiązaniem problemu Tybetu jest prawdziwa autonomia. W takich
dziedzinach, jak religia czy edukacja, my, Tybetańczycy, damy sobie radę
równie dobrze – jeśli nie lepiej – jak Chińczycy. W kwestiach, w których
możemy radzić sobie sami, powinniśmy mieć pełną kontrolę, natomiast zagadnienia
takie, jak obronność czy polityka zagraniczna, możemy pozostawić Chinom.
Jeśli znajdzie się takie rozwiązanie, zmniejszy się niechęć i opór Tybetańczyków,
co stanie się fundamentem prawdziwej stabilizacji i prawdziwej jedności.
Po 1979 roku byliśmy w bezpośrednim kontakcie z rządem Chin. Oficjalne
kanały komunikacji zostały zamknięte w roku 1993. Później pozostawały kanały
nieformalne, ale jesienią 1998 roku zamknęły się i one. Jednocześnie systematycznie
pogarszała się sytuacja w Tybecie. Rabunkowa gospodarka spowodowała ogromne
zniszczenia środowiska naturalnego. Rozmyślnie czy nie, dokonuje się zbrodni
na kulturze tybetańskiej. Za każdą oznakę niechęci lub oporu spotykają
Tybetańczyków okrutne kary – areszt, tortury, a bywa, że śmierć. Mimo to,
z mojej strony pozostaję w pełni oddany idei drogi środka i jestem gotów
do podjęcia rozmów, dialogu z przywódcami chińskimi w każdej chwili i w
każdym miejscu. Ponieważ dialogu tego nie udaje się nawiązać, pozostaje
mi tylko apelowanie do społeczności międzynarodowej. Mimo wielu porażek,
rośnie poparcie dla naszej sprawy na arenie międzynarodowej – poparcie
parlamentów, poparcie rządów wielu państw. Otrzymujemy coraz więcej dowodów
sympatii. I nie są to tylko puste gesty, ale prawdziwe oficjalne i nieformalne
zabiegi o to, by władze chińskie rzeczywiście podjęły z nami rozmowy. Korzystając
z okazji, chciałbym z tego miejsca gorąco podziękować za wsparcie i gesty
solidarności tego kraju – opinii publicznej, mediów, parlamentu, władz,
rządu. A teraz proszę pytania.
[Oklaski]
Pytanie: Wasza Świątobliwość, słyszeliśmy, że człowiek
powinien przechowywać w sercu tradycje tej religii, która jest związana
z kręgiem kulturowym, w jakim się wychowywał. Chciałbym wyjaśnić czy jest
to stwierdzenie bezwzględne, bo jeżeli ktoś np. wychowywał się w kulcie
bogini Kali, a więc kulcie okrucieństwa, to sądzę, że ta teza chyba nie
miałaby do tego zastosowania. Tak samo i buddyzm, i chrześcijaństwo na
przestrzeni wieków zmieniały się i dziś są bardziej dojrzałe, aniżeli kilka
tysięcy lat temu czy kilkaset lat temu. I rzecz z tego wynikająca: czy
nie lepiej zatem pozostawić człowiekowi wolną wolę, którą, jak zrozumiałem
po tej wypowiedzi, buddyzm popiera, a jest przeciwny determinizmowi. Czy
zamiast stworzenia pewnego kręgu ograniczeń lepiej człowiekowi pozostawić
sferę wolności, zarówno w tej sferze intelektualnej, jak i emocjonalnej,
bo religia jest jednak sferą emocji, jako że mówi o rzeczach, które trudno
zweryfikować i których trudno dowieść. Dziękuję.
Dalajlama: Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem pytanie, ale,
po pierwsze, to czy w ogóle praktykujemy jakąś religię czy też nie, to
kwestia – albo prawo – wyboru jednostki. Podstawowe pytanie brzmi: czemu
ma służyć religia? Moim zdaniem, pozytywnemu przeobrażeniu naszych umysłów,
pozytywnemu przeobrażeniu naszego postępowania. Jak z lekarstwem – jeśli
ma być ono skuteczne, musi leczyć chorobę. Jeżeli religia ma być skuteczna,
jeśli ma rzeczywiście – pozytywnie – przeobrażać nasze umysły i postępowanie,
musi odpowiadać naszym predyspozycjom, naszym skłonnościom, temu, jak jesteśmy
ukształtowani. Dlatego też powiadam, że z reguły lepiej pozostać przy religii
tradycyjnej, przy religii, w której się wyrosło, ponieważ jest nam ona
najbliższa. Nie znaczy to oczywiście – jeśli czujemy, że nie odpowiada
nam ona – iż jesteśmy zmuszeni do jej praktykowania. Jeżeli uznamy, że
inna wiara lepiej odpowiada naszym skłonnościom, skuteczniej, pozytywniej
przeobraża nasz umysł i postępowanie, po głębokim namyśle możemy obrać
inną religię, inną wiarę.
Henryk Wujec: Polska swoją wolność zawdzięcza własnej,
upartej walce, ale i pomocy przyjaciół. Jak my, Polacy i Polska, zwłaszcza
parlamentarzyści, możemy pomóc Tybetowi i Tybetańczykom w ich walce o wolność,
o prawa człowieka?
Dalajlama: Po pierwsze – edukacja, informowanie opinii
publicznej na temat faktycznej sytuacji w Tybecie. Po drugie, ilekroć nadarza
się po temu okazja, ilekroć spotykają się Państwo z chińskimi politykami,
po prostu próbujcie to z nimi wyjaśniać – czy jest jakiś problem Tybetu
czy też problemu nie ma. Jeśli jest, to ukrywanie go z całą pewnością nikomu
i niczemu nie służy. Na pewno nie leży w interesie samych Chin. Właściwe
rozwiązanie problemu Tybetu pomoże samym Chinom, a przede wszystkim zrobi
bardzo dobre wrażenie na ponad 20 milionach Chińczyków na Tajwanie. Po
drugie, w jednej chwili, poprawi wizerunek Chin na arenie międzynarodowej.
Joanna Sosnowska, Klub Parlamentarny SLD: Ja mam takie
pytanie krótkie. Wasza Świątobliwość, czy w Tybecie żyją kobiety? Moje
pytanie wynika stąd, że ja postrzegam Tybet z punktu widzenia czy też siedzenia
mieszkańca Europy, a odbiór jest taki: wspaniały system filozoficzny, wspaniały
krajobraz, wiadomo – problem polityczny potężny, i sami mnisi. Czy u was
są kobiety – tutaj kilkakrotnie już padło, mówiliśmy o prawach człowieka,
a ja się teraz zapytam o prawa kobiet w Tybecie. Jaka jest pozycja, rola
kobiety w społeczeństwie, no i co się z tym wiąże – byłabym wdzięczna,
dziękuję.
Dalajlama: Jest w tym wiele racji, wygląda to tak, jakby
cały naród tybetański spadł z nieba [oklaski]. Istotnie, być może stare
tybetańskie społeczeństwo w pewnym sensie zaniedbywało prawa kobiet. Jeśli
jednak porówna się ówczesną sytuację Tybetanek z sytuacją kobiet w Chinach
czy w Indiach, to w Tybecie była ona nieporównywalnie lepsza. Myślę, iż
jedną z przyczyn był buddyzm tybetański; większość Tybetańczyków to buddyści,
a religia ta wydaje mi się szczególnie otwarta na kobiety i ideę równouprawnienia.
Dam jeden przykład – wśród najwyższych inkarnowanych lamów Tybetu były
kobiety. Jedna z najważniejszych takich instytucji, o tradycji sięgającej
siedmiuset lat, była właśnie związana z kobietą. Jej obecna inkarnacja
jest czternastą w tej linii. Nasza społeczność na wychodźstwie w Indiach
kładzie ogromny nacisk na promowanie równości, równych praw kobiet. Proszę
o ostatnie pytanie.
Pytanie: Wasza Świątobliwość, jeśli można takie pytanie.
Czy jest inna osoba, która byłaby upoważniona do występowania w imieniu
narodu tybetańskiego oprócz Waszej Świątobliwości. Jeżeli tak, to proszę
powiedzieć, dlaczego tego nie robią. Dziękuję.
Dalajlama: W Indiach mamy dzisiaj tybetański rząd i parlament
na wychodźstwie. Marszałek, który stoi na czele parlamentu, jak również
urzędnik, stojący na czele rządu, z całą pewnością mogą i reprezentują
naród tybetański. W rzeczy samej, kiedy przychodzi do omawiania kwestii
szczegółowych, ludzie ci mają znacznie wyższe kwalifikacje i są w tym o
wiele lepsi ode mnie. W codziennym życiu więcej czasu poświęcam kwestiom
duchowym i, po prostu, ludzkim. Dziękuję, jeszcze raz bardzo dziękuję.