Pieśni VI Dalajlamy Cangjanga Giaco (1683-1706)
VI Dalajlama zasiadł na tronie w niezwykłych okolicznościach. Desi,
regent zataił śmierć jego poprzednika – „Wielkiego Piątego” Lobsanga Giaco
(1617-1682), który przy wsparciu Guszri-chana zjednoczył Tybet i objął
w nim władzę polityczną i religijną – by bez przeszkód dokończyć budowę
pałacu Potala. Korzystając z rad wyroczni, Desi samodzielnie odszukał
inkarnację i w 1697 roku wyjawił prawdę rządowi. Najwięksi lamowie potwierdzili
autentyczność tulku, a Panczenlama nadał mu imię Cangjang Giaco
– „Ocean Melodyjnych Pieśni”.
Choć młody Dalajlama dokonywał błyskawicznych postępów w studiach i
praktyce duchowej, nie chciał przyjąć ślubowań mnicha. Nocami, ku rozpaczy
nauczycieli i regenta, wymykał się z pałacu do zajazdów i domów publicznych
w wiosce Szol. Słynął z miłości do kobiet, alkoholu i wierszy, które uznaje
się za najpiękniejsze liryki Tybetu.
Niepokoje wewnętrzne, spiski chanów i mandżurskiego cesarza przypieczętowały
jego los. Uprowadzony z Lhasy przez mongolskie wojska zginął – czy, jak
wolą Tybetańczycy, „zniknął” – w 1706 roku drodze do Pekinu. W ostatnim,
dedykowanym kochance wierszu, napisał, że „rychło wróci z Lithangu”, gdzie
dwa lata później przyszedł na świat jego następca, VII Dalajlama Kelsang
Giaco.
Na drogi skraju ukradkiem serce mi płonie od chuci
Słodka o ciele tak wonnym
Jak gdybym turkus bezcenny
Dotknął i zaraz wyrzucił
***
Z dziewką z bazaru szeptałem
Trzy słowa przysięgi miłości
Wąż cętkowany swe sploty
Rozplata sam bez pomocy
***
A pierwszą kochankę, jak sądzę
Wydała wilcza suka
Me serce i ciało – to dla niej mało
I drogi na wzgórza wciąż szuka
***
Wszyscy o mnie plotkują
Wstyd zatruł wieczory i ranki
Już tylko trzy kroki i jestem
W gospodzie w ramionach kochanki
***
Pies stary, łańcuchowy
Serce ma większe niż śnicie
Nie mów im, piesku, wyszedł
O zmierzchu, a wrócił dopiero o świcie
***
Kochanko co w łóżku czekasz
By słodycz oddać mi ciała
Czyżbyś poza ubraniem
Pozbawić mnie czegoś chciała?
***
Gdyby dziewki żyły wiecznie
A wino płynęło jak rzeka
Gospoda byłaby niebem
A ja bym wciąż nie narzekał
***
Wstaje, odrzuca włosy
Skinieniem jeszcze kusi
„Smutnym”
„Nie martw się miły, każde rozstanie
Spotkaniem skończyć się musi”
***
Skrzydła, żurawiu biały
Pożyczyć zachciej mi, proszę
Lecieć daleko nie muszę
Z Lithangu rychło powrócę
[powrót]