Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

wersja do druku

Share

Polska - Etyka na nowe tysiąclecie

Uniwersytet Warszawski, 12 maja 2000 roku

Dalajlama


©fot. Jerzy Gumowski (Agencja Gazeta)

Marek Nowicki: Dzień dobry Państwu. Już po raz drugi przybył do Polski mnich, filozof, wielki rzecznik walki z odrzuceniem przemocy, laureat Pokojowej Nagrody Nobla, duchowy i polityczny przywódca Tybetu, XIV Dalajlama [oklaski] – jeden z największych autorytetów moralnych naszych czasów. Zapraszam Państwa do wysłuchania wykładu o etyce na nowe tysiąclecie.

Dalajlama: Powinienem chyba stać – będziemy się lepiej widzieć. Bracia i Siostry, jestem bardzo szczęśliwy, że mogę tu z Wami być. Wszyscy jesteśmy takimi samymi istotami ludzkimi. W każdym z nas jest identyczny potencjał – potencjał budowania i potencjał niszczenia. Mamy go wszyscy. Wspólne nam wszystkim jest również pragnienie prowadzenia szczęśliwego życia. Jestem głęboko przekonany, iż celem naszego życia jest szczęście i radość.

Prawo do szczęśliwego życia – to fundamentalne prawo każdego z nas. Aby móc z niego korzystać, niezbędna jest wolność indywidualna, wolność jednostki, którą udało się już Wam zdobyć. Jak powiedziałem, każdy z nas ma prawo do szczęśliwego życia, a tu, uważam, kluczową rolę odgrywa nasza inteligencja. Jeżeli korzystamy z niej w sposób właściwy, w odpowiednim kierunku, staje się ona źródłem szczęścia. Jeśli jednak nie robimy z niej właściwego użytku, przysparza nam cierpień i problemów. Jakże często sami przysparzamy sobie cierpień psychicznych. Spójrzmy na zwierzę: jeśli ma pełny brzuch i bezpieczne schronienie, jest szczęśliwe i spokojne. Z nami tak nie jest, to oczywiste. Każdy z nas zna przecież ludzi, którzy mają wszystko – przyjaciół, władzę, sławę – lecz bezustannie doświadczają psychicznych katuszy i cierpień: ciągłych obaw i lęków.

W krajach słabo rozwiniętych – a na świecie ciągle jest wiele takich regionów – ludzie cierpią z powodu nędzy, głodu, braku wody, leków i dachu na głową i innych, podobnych przyczyn. Natomiast w krajach wysoko rozwiniętych, w których jest właściwie wszystko – cała rozbudowana infrastruktura – ludzie cierpią również, niemniej z zupełnie innych przyczyn: z powodu problemów psychicznych. W obu sytuacjach mamy więc do czynienia z problemami i z cierpieniem. W pierwszej wywołane są one niedostatkiem materialnym. W drugiej – choć na poziomie zewnętrznym mamy wszystko – jeśli się dobrze zastanowimy, to przekonamy się, że brakuje czegoś w umyśle. I to właśnie sprawia, że cierpimy. Tak już jest, taka jest rzeczywistość. [Do tłumacza:] Wyglądało na znacznie krótsze [niż po angielsku], czy aby na pewno było wszystko? ...Pewnie tylko wyciąg. [śmiech]

Ten stan rzeczy przywodzi na myśl słowa buddyjskiego mędrca, który w czasach Buddy powiedział, że wysoko urodzeni skazani są na katusze psychiczne, a ci niskiego rodu – na męczarnie bólu fizycznego. Jak widać, ta myśl nie straciła do dziś aktualności. W XVIII, XIX i XX wieku dokonano ogromnego postępu naukowego i technicznego. Pod tym względem osiągnięto rzeczywiście bardzo wiele. Wygląda na to, że świat nadal idzie w tym kierunku. Przy odrobinie szczęścia, pod względem materialnym powinno się nam wieść zupełnie dobrze.

Brakuje mi angielskich słów i chyba będzie lepiej, jeśli przejdę na tybetański. Przy okazji będę mógł posłuchać ojczystego języka. [oklaski]

Od XVIII wieku dokonał się ogromny potęp, moim zdaniem skupiony jednak głównie na sprawach materialnych, technicznych. [Przechodząc znowu na angielski:] W Europie Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych widać jak na dłoni dziś niepokój psychiczny. Jego konsekwencje społeczne są takie, że rośnie liczba przestępstw, rośnie liczba samobójstw, rośnie liczba chorych psychicznie i uzależnionych od narkotyków. To naprawdę poważne sprawy. Gdybyśmy byli naprawdę szczęśliwi, po co komu byłyby narkotyki? Ukojenia w takich substancjach szukamy dlatego, że cierpimy z powodu wewnętrznego niepokoju.

To bardzo wyraźne znaki, wzywające nas wszystkich do namysłu, do analizowania sytuacji, do zastanowienia się, co poszło nie tak, czego nam brakuje. Kiedy już odpowiemy sobie na te pytania, będziemy musieli zacząć szukać lekarstwa na owe problemy. Ja z pewnością nie mam gotowych odpowiedzi.

Przyszło tutaj bardzo wielu ludzi, zwłaszcza młodych. Jeśli tylko z ciekawości – świetnie. Jeżeli jednak oczekiwali, że dalajlama zna odpowiedzi na takie pytania albo, jeszcze gorzej, że jest kimś w rodzaju uzdrowiciela czy też może udzielić jakiegoś szczególnego błogosławieństwa – to bardzo się pomylili. Bywa, że ludzie przychodzą do mnie po błogosławieństwo – błogosławieństwo, które w jednej chwili uwolni ich od wszystkich problemów. Osobiście jestem bardzo sceptyczny wobec osób, które twierdzą, iż posiadają moc uzdrawiania... naprawdę sceptyczny. Ale gdyby rzeczywiście był tu ktoś taki, to bardzo chętnie bym się do niego zapisał, bo ciągle mam jakiś problem ze skórą i tu, na karku, bez przerwy coś mnie swędzi. [śmiech] W zeszłym roku wygłaszałem wykład dla równie licznego audytorium w Wielkiej Brytanii i, podobnymi słowy, dałem wyraz memu sceptycyzmowi wobec błogosławieństw, uzdrawiania itd. Następnego dnia przysłano mi lekarstwo na skórę, które okazało się rewelacyjne. Przestało mnie swędzieć i tak oto moje oczekiwania zostały spełnione. Ponieważ tak dobrze zadziałało wtedy, powtarzam to i teraz. [śmiech]

Skoro przyszłość ludzkości jest w naszych rękach, kto ma zbudować szczęśliwszy, lepszy świat? Tylko my. Nie zwierzęta, nie jakieś tajemnicze siły. Tylko my możemy zbudować szczęśliwszy, zdrowy świat. Jesteśmy za to odpowiedzialni. A więc i ja, mały człowiek, stanowiący cząsteczkę ludzkości, dzielę z nią tę odpowiedzialność. Staram się więc analizować, myśleć, rozumieć, gdzie popełniliśmy błędy, i szukać rozwiązań.

Naturalnie, jako buddysta, wierzę w pożytek, jaki płynie z modlenia się do wyższej istoty. Niemniej jednak czuję, że skuteczność modlitw jest bardzo ograniczona. Główne brzemię odpowiedzialności spoczywa więc na naszych barkach. Wydaje mi się, że ani Budda, ani Bóg nie chcieliby, żeby ludzkość się rozleniwiła. Musimy więc być zdecydowani i ciężko pracować nad naszą przyszłością. Jak już wspominałem, sami przysparzamy sobie wielu problemów i cierpień, które wydają się jedynie tworami naszych umysłów. Za wiele myśli, za wiele oczekiwań, zbyt wielka chciwość, zbyt wiele pragnień, z których z kolei wyrastają niepokoje i oczekiwania. Jestem przekonany, że leku na cierpienia tego rodzaju trzeba szukać wewnątrz naszych umysłów.

Warto, moim zdaniem, mieć szeroką perspektywę, całościowy ogląd. Odnoszę wrażenie – może się mylę, proszę, osądźcie sami – że współczesny system edukacyjny jest nastawiony niemal wyłącznie na rozwój techniczny i materialny. Co więcej, coraz częściej specjalizujemy się w określonych dziedzinach i stajemy wybitnymi w nich ekspertami. Wydaje mi się, że nasze umysły robią się przez to ciasne, że mamy bardzo wąską perspektywę. A moim zdaniem, trzeba nam perspektywy szerokiej. Oczywiście, kiedy studiujemy wybraną dziedzinę, musimy zdobyć specjalistyczną, szczegółową wiedzę, niemniej zdarza się, że ta postawa przenosi się również na to, jak patrzymy na siebie samych i otaczający nas świat. Ciasna, wąska perspektywa sprawia, że łatwo poddajemy się wzlotom i upadkom. Miły drobiazg wywołuje w nas podniecenie i ogromną radość, błahe niepowodzenie – całkowite załamanie. Przy szerszej, całościowej perspektywie wszystkie te małe sprawy są po prostu cząsteczkami znacznie większej całości. Z moich doświadczeń wynika, że kiedy staję przed jakimś problemem, przed trudną sytuacją – na przykład słyszę szokujące, tragiczne wiadomości – to jeśli skupiam się tylko na nich, narasta we mnie niepokój i frustracja. Kiedy jednak spojrzę na tę samą tragedię z szerszej perspektywy, okazuje się, że choć bardzo smutna, to przecież świat się na niej nie kończy.

Jest takie stare filozoficzne pojęcie buddyjskie – podkreślam, nie mówię tu z perspektywy religijnej, ale filozoficznej – współzależności czy też wzajemnego powiązania, które, moim zdaniem, bardzo pomaga patrzeć na wszystko z szerszej perspektywy. Nic się nie dzieje za sprawą tylko jednej przyczyny; wszystko, co się wydarza, wydarza się z powodu wielu przyczyn i warunków. Pojęcie współzależności naprawdę poszerza perspektywę.

Wiele niepokojów bierze się z naszych własnych oczekiwań. Wyobrażamy sobie, że coś ułoży się tak, a nie inaczej, a kiedy oczekiwany rezultat nie nadchodzi, czujemy się nieszczęśliwi. Dlaczego? Ponieważ nasza perspektywa była od początku nieczysta, zamazana. Skupiliśmy się na pozorach, na obrazie sytuacji, a nie na tym, jaka ona faktycznie jest. Kiedy między pozorami, między tym, jaka rzeczywistość się nam wydaje, a jaka jest naprawdę, istnieje rozziew – cierpimy. Nauka i edukacja mają pomóc w likwidacji owego rozziewu, zasypaniu przepaści między pozorami a rzeczywistością. Dlatego też powiadam, że pojęcie współzależności pomaga w zrozumieniu świata.

Dam przykład. Bywa, że problem, przed którym stoimy, wywołuje w nas gniew. Kiedy budzi się gniew, to szuka on sobie jednej, konkretnej przyczyny, żeby się na niej wyładować. Odnosimy wrażenie, że nasz problem został wywołany przez tę właśnie jedną jedyną przyczynę, którą winimy za nasz ból, ale bierze się to tylko z tego, że nie rozumiemy rzeczywistości. A jest ona taka, że na ów problem z całą pewnością składa się wiele przyczyn i warunków. Niemniej my widzimy tylko jedną i chcemy bić. Jeśli się dobrze zastanowimy, uprzytomnimy sobie, iż nie ma jednej przyczyny, lecz wiele przyczyn i uwarunkowań – co więcej, że w całej sytuacji jest również element dodany przez nas samych. Co wtedy dzieje się z gniewem? W końcu i my sami, powtarzam, przyczyniliśmy się do powstania całej sytuacji. Kiedy zrozumiemy, że jest ona bardzo złożona, przedmiot naszego gniewu po prostu znika, jak gdyby rozpłynęła się tarcza, do której właśnie mieliśmy wypuścić strzałę.

Pojęcie współzależnego powstawania niesie ze sobą pojęcie względności. Rozważmy to moje swędzenie. Swędzi mnie mniej więcej od jakichś sześćdziesięciu lat, raz bardziej, raz mniej. Jeżeli skupię się tylko na nim – zwłaszcza gdy zasypiam – staje się ono nieznośne, wręcz nie do wytrzymania. Ale jeśli się zastanowię i pomyślę: cóż, w końcu lepsze swędzenie od bólu głowy czy choroby, to znacznie łatwiej mi się z nim pogodzić. Pojęcie względności jest więc także bardzo pomocne. Problem, który wydaje się nieznośny, nie do pokonania, zestawiony z czymś znacznie poważniejszym, co przecież również mogłoby się nam przytrafić, przestaje być najgorszym koszmarem. Sądzę, że i w taki sposób możemy zaangażować naszą inteligencję do walki z cierpieniem i problemami. [śmiech]

Inny poziom – to poziom emocji, uczuć. Wiele cierpień, wiele niepokojów bierze się właśnie z uczuć, z emocji, z którymi jest także ściśle związane nasze zdrowie.

Ogólnie rzecz biorąc, są dwa rodzaje uczuć. Nie należy sądzić, że wszystkie emocje są złe, bo tak nie jest. Pierwszy rodzaj emocji to uczucia, które tak naprawdę nie mają żadnych przyczyn – bezsensowne, spontaniczne, takie jak gniew, niechęć, nienawiść, zazdrość. Można sądzić, że czemuś służą, jeśli jednak przeanalizować je głębiej, okazuje się, że nie mają żadnego uzasadnienia i nic nam nie dają.

Emocje innego rodzaju, takie jak żarliwe współczucie i altruizm, to w końcu też tylko uczucia, niemniej zrodzone z głębokich przemyśleń i analizy sytuacji; analizy, pozwalającej odróżnić uczucia pożyteczne od emocji, które przynoszą nam wyłącznie szkody. Kiedy nie mamy już co do tego żadnych wątpliwości, rodzi się w nas przekonanie, iż te pierwsze należy kultywować i rozwijać. Przez praktykę, trening. Oczywiście pewne idee, które tu wyrażam, ukształtowały się pod wpływem buddyzmu, niemniej tutaj mówię o nich bez żadnych odniesień religijnych. To po prostu techniki. Jak powiedziałem, mamy do czynienia z uczuciami niezwykle szkodliwymi i bardzo konstruktywnymi. Skąd mamy wiedzieć, które są które? Z analizy. Analizując uczucia, dowiadujemy się, które są dobre, a które złe. Emocje takie, jak nienawiść i gniew, są bardzo szkodliwe, ponieważ niszczą naszą przyszłość, niszczą nasze szczęście, niszczą nasze zdrowie. Kiedy budzi się gniew, natychmiast znika spokój umysłu. Jeżeli mu folgujemy, jeśli w nas pozostaje, zapadamy na zdrowiu. Nie ulega więc wątpliwości, że jest uczuciem negatywnym.

Co robić, gdy już zrozumiemy, które emocje są szkodliwe? To tak jak z temperaturą: kiedy się ociepla, jest coraz mniej chłodu, gdy robi się zimno, ubywa ciepła. Podobnie, kiedy wzbierają w nas pewne emocje, inne uczucia słabną. Doszliśmy w ten sposób do pojęcia przeciwstawności czy też przeciwieństwa uczuć. Przeciwieństwem miłości i współczucia jest nienawiść. Uczucia te są sobie przeciwne, nie można żywić ich jednocześnie do tego samego przedmiotu. Antidotum na jedną emocję musi więc być uczucie jej przeciwstawne. Kiedy rozwijamy w sobie jakieś uczucia, emocje przeciwstawne automatycznie słabną. Na tej samej zasadzie, kiedy rośnie wiedza, maleje niewiedza. To jeden sposób na stawienie czoła negatywnym emocjom, które przysparzają nam psychicznego bólu.

Jak rozwijać współczucie? Jak rozwinąć poczucie troski? We wszystkich – nie tylko w ludziach, ale również w zwierzętach – jest ziarno, które sprawia, że potrafimy troszczyć się o innych. Religia przychodzi później, ale ludzkie uczucia umiemy cenić od chwili narodzin. Jeszcze w łonie matki dziecko zapoznaje się z jej ciepłem, z jej głosem i natychmiast po przyjściu na świat naturalnie, spontanicznie, lgnie do piersi, lgnie do matki, która odczuwa równie spontaniczną bliskość, sprawiającą, że płynie mleko. Ten pierwszy odruch człowieka symbolizuje dla mnie wszystkie ludzkie uczucia. Od niego zaczyna się nasze życie. Gdyby go nie było, po prostu nie moglibyśmy żyć. Życie każdego z nas zaczęło się właśnie w ten sposób. Tych ludzkich uczuć potrzebujemy nie tylko w dzieciństwie – potrzebujemy ich przez całe życie, w kwiecie wieku, na starość, nawet w chwili śmierci. Jeśli umieramy w ciepłej, serdecznej atmosferze, odchodzimy znacznie spokojniej i znacznie szczęśliwiej.

Spójrzmy na nasze codzienne doświadczenia. Kiedy zaczynamy myśleć o innych, o ich szczęściu i pomyślności – nasz umysł natychmiast się otwiera. Przy owym szerszym nastawieniu wszystkie problemy, które jeszcze przed chwilą wydawały się nieznośne, bledną, tracą siłę i znaczenie. Z perspektywy myślenia wyłącznie w kategoriach „ja”, „mnie”, „moje” każdy drobiazg wydaje się brzemieniem, którego nie zdołamy udźwignąć. Kiedy powoduje nami współczucie, otwierają się w nas wewnętrzne bramy, znikają trudności w komunikowaniu się z innymi ludźmi – ba, nie tylko z ludźmi, również ze zwierzętami. Zwierzęta są bardzo mądre. Jeśli próbujemy je oszukać – czują to. Jeśli podchodzimy do nich, żeby je złapać, z reguły to wiedzą i od razu uciekają. Gdy włada nami gniew i nienawiść, owe wewnętrzne bramy zatrzaskują się w jednej chwili. Coraz trudniej nawiązać kontakt i porozumieć się z innymi. Co więcej, taka postawa sprawia, że zaczyna się nam wydawać, zaczynamy wierzyć, iż wszyscy odnoszą się do nas dokładnie tak samo. Z tego przekonania rodzą się z kolei lęki i brak poczucia bezpieczeństwa, za którymi czai się już tylko depresja i samotność.

Jeszcze tylko dwa zdania na koniec. Pojęcia takie, jak współczucie i wybaczanie, często kojarzy się tylko z religią. To nieporozumienie. Religia jest sprawą wyboru jednostki – możemy się bez niej doskonale obywać i zaznawać szczęścia, natomiast ludzkie uczucia, takie jak współczucie i miłość, są fundamentami prawdziwego szczęścia. Bez nich nie można być szczęśliwym, bez nich nie można prowadzić szczęśliwego życia. Ludzie, którzy nie są zainteresowani religią, często uważają, że nie muszą sobie zaprzątać głowy takimi sprawami, jak współczucie i przebaczenie. To nieporozumienie, błąd.

Ludzie lubią też myśleć, że praktyka współczucia to coś, co jest dobre dla innych, ale nie dla nich. Ponieważ najbardziej zależy im na własnym szczęściu, zakładają, że kwestie takie jak współczucie w ogóle ich nie dotyczą. Kolejny błąd. Dlaczego? Bo w chwili, gdy budzi się w nas współczucie, natychmiast rodzi się wewnętrzny spokój. Kiedy zaczynamy rozwijać współczucie, z reguły to wcale nie inni, ale my sami odnosimy pierwsze korzyści – właśnie za sprawą owego spokoju wewnętrznego. Czasami mówię żartem, że jeśli już mamy być egoistami, to bądźmy egoistami mądrymi. Wybór należy do nas – możemy być mądrzy albo głupi.

Jestem więc głęboko przekonany, iż rzeczywiście możemy przysporzyć szczęścia i sobie, i swoim rodzinom, i społeczeństwu. Jestem głęboko przekonany, że każdy z nas może coś wnieść. Widzę to właśnie w ten sposób. Jeżeli usłyszeliście coś interesującego, proszę, poeksperymentujcie z tym. Jeśli jednak uważacie to za nonsens, po prostu zapomnijcie. Nie ma sprawy.


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)