Znam cię, wiem o tobie wszystko, bo jestem z tobą zawsze. Jesteś normalnym
człowiekiem, masz pięć zmysłów, jak wszyscy. Ale inteligencja, wiedza,
szczerość, cierpliwość i odwaga – to czyni cię lepszym od wielu.
Jesteś przecież człowiekiem nieszczęśliwym. Twoim narodzinom nie towarzyszyły
żadne pomyślne znaki – nie zatrzęsła się Ziemia, nie rozkwitły tęcze. Wstyd
powiedzieć, ale przyszedłeś na ten świat, wrzeszcząc wniebogłosy. Twój
ociec nie posiadał się z radości, kiedy dowiedział się, że jesteś chłopcem.
Pobiegł na dach z konchą i, jak każe nasza tradycja, trzykrotnie w nią
zadął, by ogłosić wszem i wobec twoje narodziny. Pobłogosławiony synem,
złożył ręce na sercu i modlił się o spełnienie twoich wszystkich pragnień.
Zaraz po wydaniu cię na świat matka, choć przeszywał ją niewyobrażalny
ból, uniosła głowę, by sprawdzić, czy jesteś chłopcem czy dziewczynką,
i czy masz wszystkich pięć zmysłów. Twój płacz słyszeli tylko rodzice,
a dźwięk konchy – ledwie garstka sąsiadów. Nikt nie wiedział, że twój ojciec
się o ciebie modli; nie usłyszały go nawet lokalne bóstwa i opiekunowie.
A ból pozostał tajemnicą twojej matki.
Jesteś nieszczęśliwym dzieckiem. Kiedy przyszedłeś na świat, byli przy
tobie ojciec i matka, ale ojciec zniknął dwie godziny później. Od tego
czasu jesteś sierotą.
Twoi rodzicie wiele razem przeszli – był w tym smutek, był i śmiech.
Jeśli chcesz poznać ich historię, zapytaj, proszę, matkę. Ona ci powie,
jak żyli z twoim ojcem.
Ja muszę jednak opowiedzieć ci o czymś, czego nie możesz pamiętać –
o dniu twoich narodzin.
Jesteś naprawdę nieszczęśliwym dzieckiem. Jesteś jednym z dzieci, które
przyszły na świat w czasie rewolucji kulturalnej. Urodziłeś się w 1968
roku; nie wiesz kiedy. Nawet twoja matka nie zna daty. Urodziłeś się, gdy
ludzie zwalczali cztery przeżytki – stare myślenie, stare obyczaje, starą
kulturę i stare nawyki – i krzyczeli: „Rewolucja nie jest zbrodnią! Trzeba
się buntować!”. Zbrodnia twojego ojca polegała na tym, iż naprawdę myślał,
że trzeba.
Dwie godziny po twoich narodzinach do twojego domu przyszło pięciu
czy sześciu czerwonogwardzistów z pałkami. Jeden z nich nazywał się Samten
i był najlepszym przyjacielem twojego ojca. Zbrodnia twojego ojca wiązała
się z twoimi narodzinami. Jego zbrodnia polegała na trzykrotnym zadęciu
w konchę, ogłaszającym światu twoje narodziny. To była zbrodnia twojego
ojca.
Czerwonogwardziści związali twojemu ojcu ręce na plecach i powlekli
na postronku, który zarzucili mu na kark. Twój ojciec krzyknął: „Synku,
szczęście moje!”, odwracając się, by na ciebie spojrzeć. Z oczu płynęły
mu łzy. Nie możesz wiedzieć, jak czuł się wtedy twój ojciec. Nawet ja nie
umiem tego opisać. Twój ojciec nie wrócił już do domu.
Nie muszę ci opowiadać, jak czuła się wtedy twoja matka i w jakiej
znaleźliście się sytuacji, bo ona to wie i opowie ci o tym. Nie wiesz jednak,
co stało się z twoim ojcem, gdy was opuścił. Nie wie tego nawet twoja matka.
Muszę więc opowiedzieć ci, co stało się z twoim ojcem po tym, jak cię opuścił.
Wysłuchaj mnie, proszę.
Twój ojciec był odważnym, naprawdę odważnym mężczyzną. Miał dwadzieścia
dziewięć lat, gdy czerwonogwardziści wlekli go na postronku w deszcz i
dziki wiatr. Rozległ się grzmot. To nie mógł być dobry znak, związany z
twoimi narodzinami. To był omen, że zostaniesz sierotą.
Twoi przodkowie mieli coś, na czym mogli polegać: Potrójny Klejnot,
a twoja wieś coś drogocennego, coś, czemu całe pokolenia zanosiły hojne
ofiary – górujący nad nią klasztor.
Czerwonogwardziści zaprowadzili twojego ojca, bijąc go przez całą drogę,
właśnie do tego klasztoru. Nie tak dawno nad jego bramą widniał napis Dga
Dhe Zil Neon Ling (miejsce ujarzmienia wrogów), zastąpiony teraz tablicą
Mimang Czikhang (świetlica ludowa).
Jeszcze przed paru laty mnisi intonowali tu kojące modlitwy: „Przyjmuję
schronie w Buddzie. Przyjmuję schronienie w Dharmie. Przyjmuję schronienie
w Sandze. Przyjmuję schronienie w Potrójnym Klejnocie”. Teraz ludzie skandowali:
„Na pohybel Potrójnemu Klejnotowi! Niech żyje Przewodniczący Mao!”.
Nie tak dawno zbierało się tu wielu młodych ludzi z twojej wioski,
żeby razem palić kadzidło. Gdy jego dym unosił się w niebo, krzyczeli:
„Lhagjallo, opiekunie Amnie Njanczen, kiki soso lhagjallo!”. Teraz mury
trzęsły się od haseł: „Religia, bogowie i opiekunowie to zabobony! Zniszczyć
cztery stare!”.
W dniu twoich narodzin zorganizowano wiec walki z kontrrewolucją. Na
podium stał sekretarz Zheng, otoczony dumnymi z siebie członkami partii.
Kontrrewolucjoniści – w tym twój ojciec – zmienili wszystkich mieszkańców
wioski w prawdziwych bohaterów. Lud pałał gniewem. Skąd wziął się ów gniew?
Spytałbym o to bogów, jeśli są jacyś godni zaufania. Ale to był czas niewiary.
Sekretarz Zheng otworzył wiec, wyliczając kontrrewolucjonistów i ich
zbrodnie:
Damczoe – picie ludzkiej krwi i jedzenie ludzkiego mięsa.
Lhagjal – wiara w religię, bogów i opiekunów.
Sonam – związki z kliką Dalaja.
Geden – oszukiwanie i okradanie ludu.
To byli kontrrewolucjoniści. Każdy miał wysoką papierową czapkę i kwadratową
tablicę na piersi. Na tablicach umieszczono opis zbrodni i czerwony krzyż.
Jednym z owych mężczyzn był twój ociec. Powiem ci teraz, jak nazywał się
twój ojciec. Twój ojciec nazywał się Lhagjal. Lhagjal wierzył w religię,
bogów i opiekunów. Twój ojciec. A wszystko to wydarzyło się w dniu twoich
narodzin. Dlatego jesteś nieszczęśliwym dzieckiem.
Najlepszy przyjaciel twojego ojca, Samten, został bohaterem. Uderzył
twego ojca w twarz i powiedział: „Lhagjalu, kontrrewolucjonisto, jeśli
istnieją bogowie, przywołaj ich tutaj”. Twój ociec zacisnął zęby i podniósł
głowę.
„Podnosisz głowę? Rzucasz wyzwanie partii?!”, wykrzyknął Samten i wbił
palec w oko twojego ojca.
Opowiem ci teraz, co było dalej. Czerwonogwardziści zabrali zbrodniarzy,
w tym twego ojca, do miasta Rebkong. Było tam już wielu kontrrewolucjonistów,
których zwieziono z całego okręgu: Szar Kalden Gjaco, Alak Dangkar, wódz
Gjolpo Lingcang, Rongło Nangso i wielu, wielu innych. Wszystkich oskarżono
o kontrrewolucję. Otoczyli ich żołnierze z karabinami i czerwonogwardziści
z książeczkami, które zawierały wybrane myśli Przewodniczącego Mao. Wszyscy
krzyczeli: „Precz z kontrrewolucją! Niech żyje Przewodniczący Mao!”.
Kończył się dzień twoich narodzin. Słońce powoli układało się za górą
na zachodzie. Gwarne miasto Rebkong pogrążało się w mroku i ciszy. Kontrrewolucjonistów
podzielono na dwie grupy, załadowano na dwie ciężarówki i wywieziono na
północ. Nikt nie wie dokąd.
Ciężarówka z kontrrewolucjonistami rozpłynęła się w nocnej ciszy. Tak
mi przykro. To wszystko, co wiem o twoim ojcu. Nie wiem, czy żyje czy umarł.
Wiem tylko, że do tej pory nie wrócił do domu.
Tibetan Bulletin, vol. 5, nr 3, lipiec-sierpień 2001.