Dalajlama: Powinienem chyba stać – będziemy się lepiej
widzieć. Bracia i Siostry, jestem bardzo szczęśliwy, że mogę tu z Wami
być. Wszyscy jesteśmy takimi samymi istotami ludzkimi. W każdym z nas jest
identyczny potencjał – potencjał budowania i potencjał niszczenia. Mamy
go wszyscy. Wspólne nam wszystkim jest również pragnienie prowadzenia szczęśliwego
życia. Jestem głęboko przekonany, iż celem naszego życia jest szczęście
i radość.
Prawo do szczęśliwego życia – to fundamentalne prawo każdego z nas.
Aby móc z niego korzystać, niezbędna jest wolność indywidualna, wolność
jednostki, którą udało się już Wam zdobyć. Jak powiedziałem, każdy z nas
ma prawo do szczęśliwego życia, a tu, uważam, kluczową rolę odgrywa nasza
inteligencja. Jeżeli korzystamy z niej w sposób właściwy, w odpowiednim
kierunku, staje się ona źródłem szczęścia. Jeśli jednak nie robimy z niej
właściwego użytku, przysparza nam cierpień i problemów.
Jakże często sami przysparzamy sobie cierpień psychicznych. Spójrzmy
na zwierzę: jeśli ma pełny brzuch i bezpieczne schronienie, jest szczęśliwe
i spokojne. Z nami tak nie jest, to oczywiste. Każdy z nas zna przecież
ludzi, którzy mają wszystko – przyjaciół, władzę, sławę – lecz bezustannie
doświadczają psychicznych katuszy i cierpień: ciągłych obaw i lęków.
W krajach słabo rozwiniętych – a na świecie ciągle jest wiele
takich regionów – ludzie cierpią z powodu nędzy, głodu, braku wody, leków
i dachu na głową i innych, podobnych przyczyn. Natomiast w krajach wysoko
rozwiniętych, w których jest właściwie wszystko – cała rozbudowana infrastruktura
– ludzie cierpią również, niemniej z zupełnie innych przyczyn: z powodu
problemów psychicznych. W obu sytuacjach mamy więc do czynienia z problemami
i z cierpieniem. W pierwszej wywołane są one niedostatkiem materialnym.
W drugiej – choć na poziomie zewnętrznym mamy wszystko – jeśli się dobrze
zastanowimy, to przekonamy się, że brakuje czegoś w umyśle. I to właśnie
sprawia, że cierpimy. Tak już jest, taka jest rzeczywistość.
[Do tłumacza:] Wyglądało na znacznie krótsze [niż po angielsku],
czy aby na pewno było wszystko? ...Pewnie tylko wyciąg. [śmiech]
Ten stan rzeczy przywodzi na myśl słowa buddyjskiego mędrca,
który w czasach Buddy powiedział, że wysoko urodzeni skazani są na katusze
psychiczne, a ci niskiego rodu – na męczarnie bólu fizycznego. Jak widać,
ta myśl nie straciła do dziś aktualności. W XVIII, XIX i XX wieku dokonano
ogromnego postępu naukowego i technicznego. Pod tym względem osiągnięto
rzeczywiście bardzo wiele. Wygląda na to, że świat nadal idzie w tym kierunku.
Przy odrobinie szczęścia, pod względem materialnym powinno się nam wieść
zupełnie dobrze.
Brakuje mi angielskich słów i chyba będzie lepiej, jeśli przejdę na
tybetański. Przy okazji będę mógł posłuchać ojczystego języka. [oklaski]
Od XVIII wieku dokonał się ogromny potęp, moim zdaniem skupiony jednak
głównie na sprawach materialnych, technicznych. [Przechodząc znowu na
angielski:] W Europie Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych widać jak
na dłoni dziś niepokój psychiczny. Jego konsekwencje społeczne są takie,
że rośnie liczba przestępstw, rośnie liczba samobójstw, rośnie liczba chorych
psychicznie i uzależnionych od narkotyków. To naprawdę poważne sprawy.
Gdybyśmy byli naprawdę szczęśliwi, po co komu byłyby narkotyki? Ukojenia
w takich substancjach szukamy dlatego, że cierpimy z powodu wewnętrznego
niepokoju.
To bardzo wyraźne znaki, wzywające nas wszystkich do namysłu, do analizowania
sytuacji, do zastanowienia się, co poszło nie tak, czego nam brakuje. Kiedy
już odpowiemy sobie na te pytania, będziemy musieli zacząć szukać lekarstwa
na owe problemy. Ja z pewnością nie mam gotowych odpowiedzi.
Przyszło tutaj bardzo wielu ludzi, zwłaszcza młodych. Jeśli tylko z
ciekawości – świetnie. Jeżeli jednak oczekiwali, że dalajlama zna odpowiedzi
na takie pytania albo, jeszcze gorzej, że jest kimś w rodzaju uzdrowiciela
czy też może udzielić jakiegoś szczególnego błogosławieństwa – to bardzo
się pomylili. Bywa, że ludzie przychodzą do mnie po błogosławieństwo –
błogosławieństwo, które w jednej chwili uwolni ich od wszystkich problemów.
Osobiście jestem bardzo sceptyczny wobec osób, które twierdzą, iż posiadają
moc uzdrawiania... naprawdę sceptyczny. Ale gdyby rzeczywiście był tu ktoś
taki, to bardzo chętnie bym się do niego zapisał, bo ciągle mam jakiś problem
ze skórą i tu, na karku, bez przerwy coś mnie swędzi. [śmiech] W
zeszłym roku wygłaszałem wykład dla równie licznego audytorium w Wielkiej
Brytanii i, podobnymi słowy, dałem wyraz memu sceptycyzmowi wobec błogosławieństw,
uzdrawiania itd. Następnego dnia przysłano mi lekarstwo na skórę, które
okazało się rewelacyjne. Przestało mnie swędzieć i tak oto moje oczekiwania
zostały spełnione. Ponieważ tak dobrze zadziałało wtedy, powtarzam to i
teraz. [śmiech]
Skoro przyszłość ludzkości jest w naszych rękach, kto ma zbudować szczęśliwszy,
lepszy świat? Tylko my. Nie zwierzęta, nie jakieś tajemnicze siły. Tylko
my możemy zbudować szczęśliwszy, zdrowy świat. Jesteśmy za to odpowiedzialni.
A więc i ja, mały człowiek, stanowiący cząsteczkę ludzkości, dzielę z nią
tę odpowiedzialność. Staram się więc analizować, myśleć, rozumieć, gdzie
popełniliśmy błędy, i szukać rozwiązań.
Naturalnie, jako buddysta, wierzę w pożytek, jaki płynie z modlenia
się do wyższej istoty. Niemniej jednak czuję, że skuteczność modlitw jest
bardzo ograniczona. Główne brzemię odpowiedzialności spoczywa więc na naszych
barkach. Wydaje mi się, że ani Budda, ani Bóg nie chcieliby, żeby ludzkość
się rozleniwiła. Musimy więc być zdecydowani i ciężko pracować nad naszą
przyszłością.
Jak już wspominałem, sami przysparzamy sobie wielu problemów i cierpień,
które wydają się jedynie tworami naszych umysłów. Za wiele myśli, za wiele
oczekiwań, zbyt wielka chciwość, zbyt wiele pragnień, z których z kolei
wyrastają niepokoje i oczekiwania. Jestem przekonany, że leku na cierpienia
tego rodzaju trzeba szukać wewnątrz naszych umysłów.
Warto, moim zdaniem, mieć szeroką perspektywę, całościowy ogląd. Odnoszę
wrażenie – może się mylę, proszę, osądźcie sami – że współczesny system
edukacyjny jest nastawiony niemal wyłącznie na rozwój techniczny i materialny.
Co więcej, coraz częściej specjalizujemy się w określonych dziedzinach
i stajemy wybitnymi w nich ekspertami. Wydaje mi się, że nasze umysły robią
się przez to ciasne, że mamy bardzo wąską perspektywę. A moim zdaniem,
trzeba nam perspektywy szerokiej. Oczywiście, kiedy studiujemy wybraną
dziedzinę, musimy zdobyć specjalistyczną, szczegółową wiedzę, niemniej
zdarza się, że ta postawa przenosi się również na to, jak patrzymy na siebie
samych i otaczający nas świat. Ciasna, wąska perspektywa sprawia, że łatwo
poddajemy się wzlotom i upadkom. Miły drobiazg wywołuje w nas podniecenie
i ogromną radość, błahe niepowodzenie – całkowite załamanie. Przy szerszej,
całościowej perspektywie wszystkie te małe sprawy są po prostu cząsteczkami
znacznie większej całości. Z moich doświadczeń wynika, że kiedy staję przed
jakimś problemem, przed trudną sytuacją – na przykład słyszę szokujące,
tragiczne wiadomości – to jeśli skupiam się tylko na nich, narasta we mnie
niepokój i frustracja. Kiedy jednak spojrzę na tę samą tragedię z szerszej
perspektywy, okazuje się, że choć bardzo smutna, to przecież świat się
na niej nie kończy.
Jest takie stare filozoficzne pojęcie buddyjskie – podkreślam, nie
mówię tu z perspektywy religijnej, ale filozoficznej – współzależności
czy też wzajemnego powiązania, które, moim zdaniem, bardzo pomaga patrzeć
na wszystko z szerszej perspektywy. Nic się nie dzieje za sprawą tylko
jednej przyczyny; wszystko, co się wydarza, wydarza się z powodu wielu
przyczyn i warunków. Pojęcie współzależności naprawdę poszerza perspektywę.
Wiele niepokojów bierze się z naszych własnych oczekiwań. Wyobrażamy
sobie, że coś ułoży się tak, a nie inaczej, a kiedy oczekiwany rezultat
nie nadchodzi, czujemy się nieszczęśliwi. Dlaczego? Ponieważ nasza perspektywa
była od początku nieczysta, zamazana. Skupiliśmy się na pozorach, na obrazie
sytuacji, a nie na tym, jaka ona faktycznie jest. Kiedy między pozorami,
między tym, jaka rzeczywistość się nam wydaje, a jaka jest naprawdę, istnieje
rozziew – cierpimy. Nauka i edukacja mają pomóc w likwidacji owego rozziewu,
zasypaniu przepaści między pozorami a rzeczywistością. Dlatego też powiadam,
że pojęcie współzależności pomaga w zrozumieniu świata.
Dam przykład. Bywa, że problem, przed którym stoimy, wywołuje w nas
gniew. Kiedy budzi się gniew, to szuka on sobie jednej, konkretnej przyczyny,
żeby się na niej wyładować. Odnosimy wrażenie, że nasz problem został wywołany
przez tę właśnie jedną jedyną przyczynę, którą winimy za nasz ból, ale
bierze się to tylko z tego, że nie rozumiemy rzeczywistości. A jest ona
taka, że na ów problem z całą pewnością składa się wiele przyczyn i warunków.
Niemniej my widzimy tylko jedną i chcemy bić. Jeśli się dobrze zastanowimy,
uprzytomnimy sobie, iż nie ma jednej przyczyny, lecz wiele przyczyn i uwarunkowań
– co więcej, że w całej sytuacji jest również element dodany przez nas
samych. Co wtedy dzieje się z gniewem? W końcu i my sami, powtarzam, przyczyniliśmy
się do powstania całej sytuacji. Kiedy zrozumiemy, że jest ona bardzo złożona,
przedmiot naszego gniewu po prostu znika, jak gdyby rozpłynęła się tarcza,
do której właśnie mieliśmy wypuścić strzałę.
Pojęcie współzależnego powstawania niesie ze sobą pojęcie względności.
Rozważmy to moje swędzenie. Swędzi mnie mniej więcej od jakichś sześćdziesięciu
lat, raz bardziej, raz mniej. Jeżeli skupię się tylko na nim – zwłaszcza
gdy zasypiam – staje się ono nieznośne, wręcz nie do wytrzymania. Ale jeśli
się zastanowię i pomyślę: cóż, w końcu lepsze swędzenie od bólu głowy czy
choroby, to znacznie łatwiej mi się z nim pogodzić. Pojęcie względności
jest więc także bardzo pomocne. Problem, który wydaje się nieznośny, nie
do pokonania, zestawiony z czymś znacznie poważniejszym, co przecież również
mogłoby się nam przytrafić, przestaje być najgorszym koszmarem. Sądzę,
że i w taki sposób możemy zaangażować naszą inteligencję do walki z cierpieniem
i problemami. [śmiech]
Inny poziom – to poziom emocji, uczuć. Wiele cierpień, wiele niepokojów
bierze się właśnie z uczuć, z emocji, z którymi jest także ściśle związane
nasze zdrowie.
Ogólnie rzecz biorąc, są dwa rodzaje uczuć. Nie należy sądzić, że wszystkie
emocje są złe, bo tak nie jest. Pierwszy rodzaj emocji to uczucia, które
tak naprawdę nie mają żadnych przyczyn – bezsensowne, spontaniczne, takie
jak gniew, niechęć, nienawiść, zazdrość. Można sądzić, że czemuś służą,
jeśli jednak przeanalizować je głębiej, okazuje się, że nie mają żadnego
uzasadnienia i nic nam nie dają.
Emocje innego rodzaju, takie jak żarliwe współczucie i altruizm, to
w końcu też tylko uczucia, niemniej zrodzone z głębokich przemyśleń i analizy
sytuacji; analizy, pozwalającej odróżnić uczucia pożyteczne od emocji,
które przynoszą nam wyłącznie szkody. Kiedy nie mamy już co do tego żadnych
wątpliwości, rodzi się w nas przekonanie, iż te pierwsze należy kultywować
i rozwijać. Przez praktykę, trening.
Oczywiście pewne idee, które tu wyrażam, ukształtowały się pod wpływem
buddyzmu, niemniej tutaj mówię o nich bez żadnych odniesień religijnych.
To po prostu techniki. Jak powiedziałem, mamy do czynienia z uczuciami
niezwykle szkodliwymi i bardzo konstruktywnymi. Skąd mamy wiedzieć, które
są które? Z analizy.
Analizując uczucia, dowiadujemy się, które są dobre, a które złe. Emocje
takie, jak nienawiść i gniew, są bardzo szkodliwe, ponieważ niszczą naszą
przyszłość, niszczą nasze szczęście, niszczą nasze zdrowie. Kiedy budzi
się gniew, natychmiast znika spokój umysłu. Jeżeli mu folgujemy, jeśli
w nas pozostaje, zapadamy na zdrowiu. Nie ulega więc wątpliwości, że jest
uczuciem negatywnym.
Co robić, gdy już zrozumiemy, które emocje są szkodliwe? To tak jak
z temperaturą: kiedy się ociepla, jest coraz mniej chłodu, gdy robi się
zimno, ubywa ciepła. Podobnie, kiedy wzbierają w nas pewne emocje, inne
uczucia słabną. Doszliśmy w ten sposób do pojęcia przeciwstawności czy
też przeciwieństwa uczuć. Przeciwieństwem miłości i współczucia jest nienawiść.
Uczucia te są sobie przeciwne, nie można żywić ich jednocześnie do tego
samego przedmiotu. Antidotum na jedną emocję musi więc być uczucie jej
przeciwstawne. Kiedy rozwijamy w sobie jakieś uczucia, emocje przeciwstawne
automatycznie słabną. Na tej samej zasadzie, kiedy rośnie wiedza, maleje
niewiedza. To jeden sposób na stawienie czoła negatywnym emocjom, które
przysparzają nam psychicznego bólu.
Jak rozwijać współczucie? Jak rozwinąć poczucie troski? We wszystkich
– nie tylko w ludziach, ale również w zwierzętach – jest ziarno, które
sprawia, że potrafimy troszczyć się o innych. Religia przychodzi później,
ale ludzkie uczucia umiemy cenić od chwili narodzin. Jeszcze w łonie matki
dziecko zapoznaje się z jej ciepłem, z jej głosem i natychmiast po przyjściu
na świat naturalnie, spontanicznie, lgnie do piersi, lgnie do matki, która
odczuwa równie spontaniczną bliskość, sprawiającą, że płynie mleko. Ten
pierwszy odruch człowieka symbolizuje dla mnie wszystkie ludzkie uczucia.
Od niego zaczyna się nasze życie. Gdyby go nie było, po prostu nie moglibyśmy
żyć. Życie każdego z nas zaczęło się właśnie w ten sposób. Tych ludzkich
uczuć potrzebujemy nie tylko w dzieciństwie – potrzebujemy ich przez całe
życie, w kwiecie wieku, na starość, nawet w chwili śmierci. Jeśli umieramy
w ciepłej, serdecznej atmosferze, odchodzimy znacznie spokojniej i znacznie
szczęśliwiej.
Spójrzmy na nasze codzienne doświadczenia. Kiedy zaczynamy myśleć o
innych, o ich szczęściu i pomyślności – nasz umysł natychmiast się otwiera.
Przy owym szerszym nastawieniu wszystkie problemy, które jeszcze przed
chwilą wydawały się nieznośne, bledną, tracą siłę i znaczenie. Z perspektywy
myślenia wyłącznie w kategoriach „ja”, „mnie”, „moje” każdy drobiazg wydaje
się brzemieniem, którego nie zdołamy udźwignąć. Kiedy powoduje nami współczucie,
otwierają się w nas wewnętrzne bramy, znikają trudności w komunikowaniu
się z innymi ludźmi – ba, nie tylko z ludźmi, również ze zwierzętami. Zwierzęta
są bardzo mądre. Jeśli próbujemy je oszukać – czują to. Jeśli podchodzimy
do nich, żeby je złapać, z reguły to wiedzą i od razu uciekają. Gdy włada
nami gniew i nienawiść, owe wewnętrzne bramy zatrzaskują się w jednej chwili.
Coraz trudniej nawiązać kontakt i porozumieć się z innymi. Co więcej, taka
postawa sprawia, że zaczyna się nam wydawać, zaczynamy wierzyć, iż wszyscy
odnoszą się do nas dokładnie tak samo. Z tego przekonania rodzą się z kolei
lęki i brak poczucia bezpieczeństwa, za którymi czai się już tylko depresja
i samotność.
Jeszcze tylko dwa zdania na koniec. Pojęcia takie, jak współczucie
i wybaczanie, często kojarzy się tylko z religią. To nieporozumienie. Religia
jest sprawą wyboru jednostki – możemy się bez niej doskonale obywać i zaznawać
szczęścia, natomiast ludzkie uczucia, takie jak współczucie i miłość, są
fundamentami prawdziwego szczęścia. Bez nich nie można być szczęśliwym,
bez nich nie można prowadzić szczęśliwego życia. Ludzie, którzy nie są
zainteresowani religią, często uważają, że nie muszą sobie zaprzątać głowy
takimi sprawami, jak współczucie i przebaczenie. To nieporozumienie, błąd.
Ludzie lubią też myśleć, że praktyka współczucia to coś, co jest dobre
dla innych, ale nie dla nich. Ponieważ najbardziej zależy im na własnym
szczęściu, zakładają, że kwestie takie jak współczucie w ogóle ich nie
dotyczą. Kolejny błąd. Dlaczego? Bo w chwili, gdy budzi się w nas współczucie,
natychmiast rodzi się wewnętrzny spokój. Kiedy zaczynamy rozwijać współczucie,
z reguły to wcale nie inni, ale my sami odnosimy pierwsze korzyści – właśnie
za sprawą owego spokoju wewnętrznego. Czasami mówię żartem, że jeśli już
mamy być egoistami, to bądźmy egoistami mądrymi. Wybór należy do nas –
możemy być mądrzy albo głupi.
Jestem więc głęboko przekonany, iż rzeczywiście możemy przysporzyć
szczęścia i sobie, i swoim rodzinom, i społeczeństwu. Jestem głęboko przekonany,
że każdy z nas może coś wnieść. Widzę to właśnie w ten sposób. Jeżeli usłyszeliście
coś interesującego, proszę, poeksperymentujcie z tym. Jeśli jednak uważacie
to za nonsens, po prostu zapomnijcie. Nie ma sprawy.