WYNIKI WYSZUKIWANIA DLA: panczen

Oser: Oko w oko z „tybetańskimi lamami”

Podsłuchałam przewodnika, który informował swoje stadko, że nieopodal „błogosławi i naucza tybetański lama”. Oczywiście nie mogłam się powstrzymać i już za chwilkę ujrzałam grupkę przyjezdnych gapiących się ze złożonymi na piersiach rękami w kogoś ubranego jak Tybetańczyk. Człowiek w szlafroku wymruczał po chińsku: „Niech was broni bodhisattwa. Niech się wam szczęści przy awansach. Niech pieniądze płyną do was rzeką”, a potem dał każdemu po maleńkiej świeczce i odczytał z karteluszki „taszi deleg” z akcentem, który nigdy nie był w Tybecie.


Oser: Buddowie w Pekinie

Podczas obu wizyt w Białej Stupie starannie oglądałam tak mi bliskie posągi. Padmasambhawa nie miał wadżry, Mandziuśri stracił miecz mądrości i otwartą księgę, a Awalokiteśwara dłoń, której gest jest wyrazem bezinteresownego współczucia. Wielu Buddów i Bodhisattwów pozbawiono twarzy, odrąbano im ramiona lub nogi, zrzucono z tronów. Nie mogłam na to patrzeć. Poszłam do dyrektora, który najpierw stanowczo zaprzeczał, ale gdy wskazałam rany palcem, cichym głosem przyznał, że w czasach rewolucji kulturalnej wszystko bezmyślnie ładowano w jutowe worki.


Wang Lixiong: Następny Dalajlama

Kiedyś wierzono, że pomagając w rozwoju ekonomicznym doprowadzi się do pokojowej ewolucji chińskiego systemu politycznego, lecz autorytarny rząd nie tylko nie zmienił się po prześcignięciu wszystkich gospodarek poza amerykańską, lecz stał się jeszcze bardziej agresywny. Dzięki zagranicznej pomocy stworzono potwora, który mógł w każdej chwili odgryźć i pożreć karmiącą go rękę.



Liu Xiaobo: Tybet nie będzie autonomiczny, póki Chińczycy nie odzyskają wolności

Nie ulega żadnej wątpliwości, że przyczyny kryzysu w Tybecie są jednocześnie przyczynami kryzysu w Chinach. Konflikt między „szeroką autonomią” a rządami centrum to w istocie konflikt między dyktaturą a wolnością. Największym niebezpieczeństwem nie jest dziś podsycenie napięć między Chińczykami a Tybetańczykami, tylko stracenie przez nie z oczu zmagań między dwoma systemami politycznymi. Wystarczy rzut oka na ustrój Chin i strategię obecnego reżimu, by zrozumieć, że i bez żadnego kryzysu nigdy nie zaakceptuje on proponowanej przez Dalajlamę „drogi środka”.



Oser: Ilu Tybetańczyków musi się spalić, nim ockną się Chińczycy?

Hanowie, którzy stanowią ponad dziewięćdziesiąt procent populacji Chin, mają w swych annałach dictum: „kto nie z nas, serce inne mieć musi”. W samych słowach nie ma nic groźnego, jednak z biegiem lat zrodzone z nich uczucia skrystalizowały się w klimat otwartej przemocy. Mniejszości są kłodą na drodze do wielkiej jedności różnych nacji Chin, trzeba je więc zsinizować lub wytępić.




Xi Jinping zwołuje „siódme forum” i wzywa do sinizacji buddyzmu – tybetańskie wzmożenie w Pekinie

Po dorocznych gospodarskich wizytach przewodniczącego frontu jedności i chińskiego Panczena oraz niespodziewanej inspekcji w Lhasie ministra spraw zagranicznych (co zapewne wiąże się z kryzysem w relacjach z Indiami i USA) przewodniczący Xi Jinping zwołał w Pekinie „dwudniowe spotkanie robocze na najwyższym szczeblu”, wzywając do zmienienia kraju w „twierdzę nie do zdobycia”, „zdwojenia wysiłków w budowaniu zjednoczonego, dostatniego, cywilizowanego, harmonijnego i pięknego nowego, nowoczesnego, socjalistycznego Tybetu”, „strzeżenia stabilności i narodowej jedności, edukowania mas i zwalczania separatyzmu”, „intensywnej pracy w szkołach, aby zasiewać nasiona miłości do Chin w sercu każdego dziecka” oraz „sinizacji buddyzmu tybetańskiego i dostosowania go do wymogów socjalizmu”.




Sonam Cering Frasi: Bolesne oczekiwanie

17 maja 2020 roku upływa ćwierć wieku od porwania chłopca, który był symbolem przyszłości Tybetu. Gendun Czokji Nima miał ledwie sześć lat, gdy wraz z najbliższymi został uprowadzony przez chińską służbę bezpieczeństwa. Pekin ukrywa prawdę i kpi ze swoich międzynarodowych zobowiązań, przetrzymując tych ludzi do dzisiaj.


Sonam Cering: Odwiedziny u Lamy Dzigmego, brata

Mówicie, że nie wolno nam modlić się do Jego Świątobliwości, prawda jest jednak taka, że nie ma Tybetańczyka, który nie darzyłby wiarą Dalajlamy i Panczenlamy. Jeśli uda się wam takiego znaleźć, z pewnością okaże się jednym z was, ślepym wyznawcą KPCh. Jest taki jeden, policjant, rządzi biurem. Służalczy pies wykonujący komendy partii. Nie ma najmniejszego pojęcia o tybetańskiej religii, nie wie zupełnie nic o ojczystej kulturze i języku. Ale nawet on powtarza jak najęty, że wszyscy jesteśmy Tybetańczykami. Swoją drogą, muszę go kiedyś zapytać, co właściwie ma na myśli.


NN: Nie dają nam żyć w spokoju

Płonął i szedł, wznosząc hasła. Wołał o niepodległość Tybetu, uwolnienie Panczenlamy, powrót Jego Świątobliwości Dalajlamy, wciąż lejąc sobie na głowę benzynę. Na wysokości klasztornego lazaretu potknął się i upadł, ale znów wstał, złożył ręce i wycharczał słowa modlitwy do Jego Świątobliwości.







Oser: Pamięć zaklęta w zdjęciach

„Nim się pożegnałem, wręczyłem Jego Świątobliwości fotografie, które nieżyjący już Tybetańczyk zrobił w Tybecie w czasie rewolucji kulturalnej. Dalajlama oglądał je ze spokojem. Na jednym rozpoznał arystokratę, któremu hunwejbini wymalowali twarz i nałożyli wysoką, papierową czapkę hańby. Na innym widać było rewolucyjny plakat, przestawiający »wyzwolonego niewolnika«, który rozprawia się z dwoma karłami, podpisanymi jako »Dalaj« i »Panczen«. Jego Świątobliwość uśmiechnął się kilka razy, zmilczał jednak zdjęcie niewątpliwie tybetańskiej czerwonogwardzistki, która rozbijała motyką złoty dach buddyjskiej świątyni. Tybetańczycy bezczeszczący sanktuaria, w których modlili się przez stulecia – tej zagadki najnowszej historii nie umiał najwyraźniej rozwiązać sam Dalajlama”.