Oser: W 1966 roku uczył się pan w szkole średniej w Lhasie. Był pan jednym z pierwszych hunwejbinów w tym mieście. Czy pamięta pan okoliczności powołania czerwonej gwardii?
Dała: Samo wyszło. Robiono to w całych Chinach, zrobiliśmy i my. Nie pamiętam szczegółów, ale to musiało mieć związek z przyjęciem czerwonogwardzistów przez przewodniczącego Mao na Tiananmen. Każdy uczeń mógł wtedy nałożyć czerwoną opaskę.
CZYTAJ DALEJ„Przyśnił mi się Longczen-la!”
Nie chcę otwierać oczu, żeby ten mityczny stwór
Nie rozpłynął się we mgle, jakby nigdy nie istniał.
CZYTAJ DALEJW czasie rewolucji kulturalnej byłem w Pekinie, studiowałem na wydziale sztuk pięknych Centralnego Instytutu Mniejszości. Nieodpowiednie pochodzenie zamknęło przede mną szeregi czerwonej gwardii. Razem z innymi klasowo niepewnymi powołaliśmy więc „gwardię czerwonej sztuki” i działaliśmy „na odcinku literatury”. Było nas bodaj trzydzieścioro, sami zaprojektowaliśmy sobie opaski.
CZYTAJ DALEJW tamtych latach większość Tybetańczyków uczyła się w Pekinie w Centralnym Instytucie Mniejszości. Oni również powołali Czerwoną Gwardię, która nawiązała współpracę z naszą. Na początku sierpnia urządzili u siebie wielki wiec „obnażania i krytyki” Panczena Rinpoczego. Miało w nim uczestniczyć jakieś osiemdziesiąt osób – sami Tybetańczycy, uczniowie i nauczyciele z obu szkół. Wsiedliśmy w autobusy i pojechaliśmy aresztować Rinpoczego w jego kwaterze w akademii cesarskiej. Siedział w swoim pokoju, zupełnie spokojny i opanowany. Nie okazał cienia strachu.
CZYTAJ DALEJSztab czerwonej gwardii, który mieścił się w budynku, będącym dziś hotelem związkowym, kazał stawić się przedstawicielowi lhaskiej szkoły średniej i szkoły pedagogicznej. Pierwszą reprezentowałem ja, drugą wysoki chłopak z Szigace. Nie pamiętam, jak się nazywał. W sztabie byli dowódcy regionu wojskowego, Ren Rong i Zeng Yongya, a nawet kilku aparatczyków z administracji Tybetańskiego Regionu Autonomicznego (TRA). Wydaje mi się, że kierował nim wtedy Pan, szef wydziału propagandy. Te sztaby powołano na samym początku rewolucji. Pamięć już nie ta, ale dowodził chyba Tao Changsong albo Xie Fangyi.
CZYTAJ DALEJNagle gdzieś z tyłu ryknęła Międzynarodówka. Obejrzałem się i zobaczyłem zawracający powoli stary, miejski autobus, który przerobiono na ruchomy punkt informacyjny. Na widok kolebiącego się głośnika w jednej chwili zrozumiałem, co zamierzają uczynić: roztrzaskać się o czołg, zabierając z sobą jak najwięcej wrogów! Popędziłem, próbując chwycić klamkę drzwi, które zatrzasnęły się hukiem. Ktoś z szoferki krzyknął tylko: „żegnajcie towarzysze”.
CZYTAJ DALEJPrzeczytałam artykuł Ji Shuominga w ostatnim numerze „Tygodnika Azjatyckiego”. Prawdę mówiąc, spotkałam się kiedyś z tym dziennikarzem. Przed kilku laty robił wywiad ze mną i moim mężem, bo był ciekaw różnych aspektów sytuacji w Tybecie.
CZYTAJ DALEJZawsze interesowały mnie ruiny – w całym tybetańskim bezkresie, zwłaszcza zaś w Lhasie i jej okolicach. Niemal wszystkie są rezultatem współczesnych politycznych spazmów. Fotografuję je i opisuję. Gdybym umiała malować albo komponować, moje obrazy i muzyka też opiewałyby zgliszcza. Czy raczej dawały im świadectwo, zaświadczały. W ostatnich latach najwięcej uwagi poświęciłam gruzom Szidelingu i Jabszi Takceru: klasztornej szkoły oraz stołecznej rezydencji rodziców i krewnych Dalajlamy.
CZYTAJ DALEJUczeni piszą, że obraz Sinmo jest pierwszą mapą Tybetu, sporządzoną przez jego mieszkańców. Ma ona odzwierciedlać nasze „rozumienie własnego terytorium”. Na pierwszy rzut oka obraz zdaje się przedstawiać leżącą kobietę, nie mapę, ale starożytne cywilizacje lubiły, żeby kartografia opowiadała zarazem historię. „W dawnym Tybecie – czytamy – mapy były ekspresyjnymi ilustracjami i katalogami ważnych symboli, zawierając także wymiar duchowy i kulturowy z bogactwem religijnych i transcendentnych treści”.
CZYTAJ DALEJOśnieżona góra symbolizuje Tybet – kraj otoczony ośnieżonymi szczytami.
CZYTAJ DALEJW 1995 roku sprawa inkarnacji Panczena Rinpoczego doprowadziła do dramatycznego rozdźwięku między Komunistyczną Partią Chin a Dalajlamą. Li Ruihuan, członek Stałego Komitetu politbiura, ujął to w ten sposób: „Dalaj stoi na czele grupy separatystycznej, która spiskuje, by zdobyć niepodległość Tybetu. Stanowi narzędzie międzynarodowego ruchu antychińskiego. Jest nie tylko główną przyczyną i źródłem wszelkich niepokojów w społeczności tybetańskiej, ale i największą przeszkodą, uniemożliwiającą zaprowadzenie porządku wśród tybetańskich buddystów”.
CZYTAJ DALEJZasadnicze elementy Nauki Buddy nazywa się Czterema Prawdami: raz, o istnieniu cierpienia; dwa, o przyczynach cierpienia; trzy, o uwolnieniu od cierpienia; cztery, o ścieżce prowadzącej do wyzwolenia.
CZYTAJ DALEJPiąty Dalajlama, opisując w swej autobiografii wydarzenia roku 1640/41, wspomina o przybyciu oddziałów mongolskich do Barkhamu i kłopotach, jakie piętrzyły się przed szkołą gelugpa w Cangu. W roku tygrysa (1638/39) – wyjaśnia – mieszkańcy Cangu, którymi kierował Cangpa Desi, stwarzali wiele problemów klasztorowi Taszilhunpo.
CZYTAJ DALEJNie zabijać
Nie brać niczego, co nie zostało dane
Postępować w sposób prawy
Mówić prawdę
Mówić łagodnie
Dotrzymywać obietnic
W książce „Niespokojne czasy. Głosy tybetańskich uchodźców”, o której już pisałam, wypowiada się jedenaście osób: dziesięciu powstańców oraz córka kolejnego bojownika.
CZYTAJ DALEJTang Danhong, chińska pisarka, która mieszka teraz w Izraelu, i współpracujący z nią tybetański pisarz Sangje Kjab latem 2010 roku przeprowadzili wywiady z kilkunastoma sędziwymi Tybetańczykami z Dharamsali, Biru, Dalhousie i innych enklaw diaspory. Ich książkę – „Niespokojne czasy. Głosy tybetańskich uchodźców” – wydano właśnie na Tajwanie. Z radością przystałam na propozycję napisania słowa wstępnego, ponieważ przyjaźnię się z Danhong od dwudziestu lat.
CZYTAJ DALEJUkryta przeszłość? Dokładnie tak. I to nie tylko jakiś fragment, ale cała historia. Historia Tybetu. Zwłaszcza pewna dekada, którą zatuszowano niemal całkowicie. Ilekroć o tym myślę, pojawia się natrętny obraz gigantycznej ręki, która ukazuje się nad moją głową, przesłaniając niebo. Czyja to ręka? I dlaczego coś przede mną ukrywa?
CZYTAJ DALEJPrzeczytałam przekłady dwóch książek opublikowane przez Chińskie Wydawnictwo Tybetologiczne, które uprzytomniły mi, jak długą tradycję mają oficjalne wycieczki organizowane przez Komunistyczną Partię Chin dla zagranicznych dziennikarzy.
CZYTAJ DALEJLhasa stała się gigantyczną sceną do manipulowania historią w imię kształtowania teraźniejszości, w której po dachach naszych domów i świątyń spacerują tajniacy (często z tybetańskimi różańcami w rękach). Choć oprawcy udało się zdławić nawet szept sprzeciwu, wszystko emanuje tu lękiem.
CZYTAJ DALEJPierwszego lipca wybraliśmy się na „cmentarz męczenników” nieopodal klasztoru Drepung. Nekropolia sąsiaduje z barakami wojsk lotniczych i innych formacji podlegających bezpośrednio sztabowi w Chengdu. Przed laty był tu zielony ogród należący do Drepungu albo pobliskiej świątyni Neczung. Teraz obok militarnego kompleksu wyrastają wieżowce mieszkalne, nasuwające pytanie, dlaczego deweloper upodobał sobie sąsiedztwo grobów.
CZYTAJ DALEJ