Tybetańscy nomadzi, którym miejscowi urzędnicy kazali opuścić tradycyjne pastwiska w Darlagu (chiń. Dari), w prefekturze Golog (chiń. Guoluo) prowincji Qinghai, napisali petycję do „szanownych przywódców Chińskiej Republiki Ludowej”.
CZYTAJ DALEJWładze chińskie zakazały Tybetańczykom korzystania z pastwisk i zimowego obozowiska w Darlagu (chiń. Dari), w prefekturze Golog (chiń. Guoluo) prowincji Qinghai.
CZYTAJ DALEJPrzed kilkoma dniami uciąłem sobie pogawędkę z tybetańskim przyjacielem pochodzącym z koczowniczego regionu. Powiedział mi, że pasterze mają teraz więcej pieniędzy, ale bardziej chorują. Zeszłego lata, jak zauważył, chorowało niewiele osób, teraz – prawie tyle, co w zimie.
CZYTAJ DALEJCo najmniej siedem osób zginęło 8 sierpnia na skutek trzęsienia ziemi z epicentrum w miasteczku Kjangca, w Ngabie (chiń. Aba), w prowincji Sichuan.
CZYTAJ DALEJW kwietniu pojechałem do prefektury Golog. Choć to w naszej prowincji – pierwszy raz. Region, o którym powiadają „ziemia to Golog, niebo to Golog”, leży daleko od stolicy i tak wysoko, że nawet wczesnym latem zdarzały się śnieżyce i wiał porywisty, lodowaty wiatr. Łąki nie mieniły się zielenią. Wydawały się blade, jak gdyby panna wiosna zapomniała o pastwiskach Gologu. O tym akurat zdecydowała sama przyroda, nie ma więc ani jak, ani kogo i czego winić, niemniej nie umiem i nie mogę pogodzić się z innym wymiarem tragedii tej ziemi.
CZYTAJ DALEJW sierpniu 2012 roku, jadąc do Lhasy samochodem przyjaciół, nocowałam w Golmudzie, sztucznym mieście o bardzo krótkiej historii.
CZYTAJ DALEJOsiedlani drokpowie, czyli nomadzi tracą przede wszystkim źródło utrzymania. Od wieków zależeli od swoich zwierząt. Przywykli do jedzenia suszonego mięsa, masła, sera, mleka, jogurtu i campy, mąki z prażonego jęczmienia. Żywili się nimi od zawsze. Co więcej, niezbędne im były także inne produkty pochodzenia zwierzęcego, takie jak owcza wełna, jacza skóra, suszone łajno i tak dalej. Ze skór wyrabiali namioty, kołdry, materace. Mleko i jogurt zapewniały im zdrowie i krzepę. Łajnem owiec i jaków palili w piecach. Przesiedlenie do miast odebrało im tradycyjne źródło utrzymania i strawę. Teraz drokpowie muszą kupować mleko, jogurt, ser i opał na chińskich ulicach. Ceny produktów, do których przywykli, rosną z zawrotną szybkością. Gjama, pół kilo mięsa kosztuje od trzynastu do piętnastu yuanów, za tyle samo mleka trzeba płacić sześć, a nawet osiem renminbi. Drokpowie nie mają wyboru i mogą jedynie czekać – o suchym pysku i pustych rękach – na wypłacane przez państwo odszkodowanie. Ich dotychczasowe, niezależne źródło dochodów znikło.
CZYTAJ DALEJWładze chińskie kazały zamknąć dwa zakłady, finansujące klasztor Ragja w prefekturze Golog (chiń. Guoluo) prowincji Qinghai.
CZYTAJ DALEJMieszkańcy dwóch wiosek w okręgu Pasze (chiń. Basu), w prefekturze Czamdo (chiń. Changdu) Tybetańskiego Regionu Autonomicznego protestują przeciwko decyzji miejscowych władz, które każą im opuścić rodzinne strony.
CZYTAJ DALEJKomitet UNESCO przychylił się do wniosku Chińskiej Republiki Ludowej i podczas posiedzenia w Krakowie, 7 lipca wpisał na listę światowego dziedzictwa naturalnego rezerwat Kokoszili (mong. Hoh Xil, tyb. Aczen Gangjap) w prefekturze Juszu (chiń. Yushu) prowincji Qinghai.
CZYTAJ DALEJWoda z topniejącego lodowca 16 czerwca zalała wioskę w okręgu Sog (chiń. Suo), w prefekturze Nagczu (chiń. Naqu) Tybetańskiego Regionu Autonomicznego.
CZYTAJ DALEJPodczas posiedzenia w Krakowie władze chińskie chcą uzyskać uznanie Komitetu Światowego Dziedzictwa UNESCO dla planu stworzenia parku narodowego Kokoszili (mong. Hoh Xil, tyb. Aczen Gangjap), co oznacza usunięcie z tych terenów tybetańskich koczowników, którzy zostaną osadzeni w „nowych socjalistycznych wioskach”.
CZYTAJ DALEJWiem, że to, co piszę, może mieć negatywne konsekwencje dla moich przyjaciół, a nawet zaszkodzić klubowi fotograficznemu Szalonego Konia, ale gdy w czasie święta zmarłych pojechałem na górę Niubei, coś we mnie pękło i po prostu muszę to z siebie wyrzucić.
CZYTAJ DALEJPolicja zatrzymała ponad czterdziestu Tybetańczyków, którzy 1 czerwca protestowali przeciwko planom pozbawienia ich wody w Bajanie (chiń. Hualong), w prefekturze Coszar (chiń. Haidong) prowincji Qinghai.
CZYTAJ DALEJWładze chińskie kazały zarżnąć tysiące zwierząt, które Tybetańczycy wykupili z rzeźni w Dzoge (chiń. Ruoergai), w prefekturze Ngaba (chiń. Aba) prowincji Sichuan.
CZYTAJ DALEJWedług niezależnych źródeł władze chińskie wydały nakaz przesiedlenia dwustu tybetańskich rodzin w Dzogangu (chiń. Zuogang), w prefekturze Czamdo (chiń. Changdu) Tybetańskiego Regionu Autonomicznego.
CZYTAJ DALEJOd najdawniejszych czasów Tybetańczycy nadawali imiona górom, rzekom, jeziorom, skałom i drzewom, przypisując im określony temperament i emocje, jakby były ludźmi z krwi i kości. Dla nas wszechświat to „naczynie i zawartość”, które należy chronić i traktować z szacunkiem. W tej wizji przypomina on jajo z dającą życie esencją i skorupą zapewniającą środowisko rozmaitym organizmom. Tak też trzeba widzieć relację między ludźmi (a właściwie wszystkimi istotami) i Ziemią.
CZYTAJ DALEJPrzez cztery dni ogień trawił dziewicze lasy w Dzoge (chiń. Ruoergai), w prefekturze Ngaba (chiń. Aba) prowincji Sichuan.
CZYTAJ DALEJWypatroszone góry, śmierdzące rzeki,
Wystrzelane zwierzęta.
Ci ludzie rzucają się na naszą ziemię
Z kłami i pazurami.
CZYTAJ DALEJDługie wstęgi Maczu i Driczu
Toczą moją życiodajną krew
Przetykane łąkami pasma gór
Dźwigają na sobie ten świat
Wczoraj wieczorem dowiedziałem się o tragicznym wypadku Khały Njingczaka. Poczułem przeszywający ból i straszny żal, choć nie byliśmy bliskimi przyjaciółmi i spotkaliśmy się tylko kilka razy. Ciągle nie mogę się otrząsnąć. Wszyscy są zgodni, że Khała – niesłychanie inteligenty i pełen pasji – był jednym z najbardziej obiecujących młodych pisarzy tybetańskich.
CZYTAJ DALEJ