Taszi Łangczuk – biznesmen i społecznik, apelujący o poszanowanie konstytucyjnych praw Tybetańczyków – został skazany na pięć lat pozbawienia wolności przez sąd ludowy w Juszu (chiń. Yushu), w prowincji Qinghai.
CZYTAJ DALEJAmerykański Senat 25 kwietnia przyjął jednogłośnie rezolucję, w której Stany Zjednoczone po raz pierwszy poruszyły kwestię sukcesji Dalajlamy.
CZYTAJ DALEJChoć zdawałem sobie sprawę, że jestem obserwowany, policja polityczna zatrzymała mnie i przesłuchała dopiero 26 marca 2008 roku. Nie przewieziono mnie na komisariat, tylko przetrzymywano w hotelu, nie powiadamiając nikogo z rodziny. Od razu też zaczęły się tortury. Musiałem siedzieć na „tygrysim krześle”. Przez siedem dni i osiem nocy nie dostałem nic do jedzenia. Nie pozwolono mi też zasnąć.
CZYTAJ DALEJPrzed obozem pracy Masanjia był tu cmentarz.
Kiedy groby zrównano z ziemią,
Zbudowano na nich łagier,
Bo ziemia nic nie kosztowała.
CZYTAJ DALEJTaszi Łangczuk – biznesmen i społecznik, walczący o poszanowanie konstytucyjnych praw Tybetańczyków – po dwuletnim „śledztwie” 4 stycznia stanął przed sądem ludowym w Juszu (chiń. Yushu), w prowincji Qinghai.
CZYTAJ DALEJWe wrześniu 2002 roku przybył do Pekinu oficjalny wysłannik Dalajlamy, rozpoczynając, jak miało się okazać, najpoważniejszą rundę rozmów chińsko-tybetańskich od początku lat osiemdziesiątych. Osiemnaście dni później delegacja tybetańska wróciła do swego sztabu w Dharamsali, w Indiach z pozytywną oceną postawy gospodarzy.
CZYTAJ DALEJPrzewodniczący Mao powiedział kiedyś, że władza wyrasta z lufy karabinu. Oczywiście przemoc może dać pewne krótkotrwałe rezultaty. Ale nie zapewni osiągnięcia dalekosiężnych celów. Spójrzmy na historię – z czasem umiłowanie pokoju, sprawiedliwości i prawdy zawsze zwyciężało okrucieństwo i opresję. Dlatego też żarliwie wierzę w niestosowanie przemocy. Przemoc rodzi przemoc. I oznacza tylko jedno: cierpienie.
CZYTAJ DALEJMój pociąg dojeżdżał właśnie do Lhasy, kiedy przyszedł esemes od kolegi z Pekinu: „dostał ją!”. Był 8 października 2010 roku, mogło to więc znaczyć tylko jedno: Pan Liu Xiaobo otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla. Rozpromieniona, natychmiast wysłałam gratulacje jego żonie Liu Xia, ale nie wiem, czy do niej dotarły, bo ilekroć próbowałam dzwonić, jej telefon zachowywał się jak wyłączony. „Wypijmy za zdrowie pierwszego chińskiego pokojowego noblisty”, napisałam też zaraz do tłumu Tybetańczyków, Chińczyków i zaprzyjaźnionych zagranicznych dziennikarzy.
CZYTAJ DALEJBiuro Bezpieczeństwa Publicznego w Shenyangu podało, że 13 lipca zmarł w szpitalu – do którego przewieziono go z więzienia po rozpoznaniu w czerwcu raka wątroby w stadium terminalnym – Liu Xiaobo, laureat Pokojowej Nagrody Nobla, symbol opozycji demokratycznej w Chinach.
CZYTAJ DALEJLiu Xiaobo jest jednym z najbardziej znanych chińskich więźniów sumienia. Uważam, że inicjatywy, za które został tak okrutnie ukarany, przysporzyłyby Chinom stabilności i harmonii, a co za tym idzie – pokoju światu. Wielkim wzruszeniem i otuchą napawały mnie setki podpisów, jakie złożyli zainspirowani przezeń intelektualiści i zatroskani obywatele pod Kartą 08, apelem o demokrację, wolność i rządy prawa.
CZYTAJ DALEJChińskie media chwalą administrację prezydenta Trumpa za przedstawiony Kongresowi projekt budżetu, w którym po raz pierwszy od dekad nie ma centa na pomoc dla Tybetańczyków.
CZYTAJ DALEJNa tydzień przed rozpoczęciem dorocznej sesji Rady Praw Człowieka ONZ – w której Chiny zasiądą na kolejne trzy lata – jestem w Genewie, by choć przez chwilę dać świadectwo prawdzie, z dumą reprezentując moich rodaków pośród wielu dysydentów, świadków i ofiar, wołających tu o sprawiedliwość.
CZYTAJ DALEJGrupa specjalnych sprawozdawców Organizacji Narodów Zjednoczonych 26 maja opublikowała swoje monity do władz Chińskiej Republiki Ludowej.
CZYTAJ DALEJW czerwcu 1998 roku w Drapczi, Więzieniu nr 1 Tybetańskiego Regionu Autonomicznego (TRA), zmarło pięć maltretowanych od ponad miesiąca mniszek. Miały one popełnić samobójstwo w magazynie bloku mieszkalnego, wieszając się lub dusząc. Wszystkie były bliskimi przyjaciółkami, miały po dwadzieścia parę lat i odbywały wyroki za udział w pokojowych protestach. Do wyjścia na wolność nie pozostało im wiele – gdyby przeżyły, ostatnia opuściłaby mury więzienia w lutym 2000 roku.
CZYTAJ DALEJPrezydent Jiang Zemin postanowił wykorzystać ataki z jedenastego września do poprawienia stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, ignorując zaklęcia Władimira Putina oraz bliskich współpracowników, doradzających dystansowanie się od Waszyngtonu. Jego strategicznym celem było wbicie klina między prezydenta Chena Shui-biana i George’a W. Busha, który zaraz po objęciu urzędu obiecywał, że zrobi wszystko – być może włącznie z użyciem broni jądrowej – żeby pomóc bronić się Tajwanowi.
CZYTAJ DALEJChińczycy tacy jak ja – wierzący w demokrację i liberalizm – od lat marzą o położeniu kresu dyktatorskim rządom monopartii. Dla wielu wzorem był amerykański system polityczny. Wybór Donalda Trumpa, którego rozumienie demokracji i wartości moralnych pozostawia wiele do życzenia, oznacza dla nas poważny dylemat.
CZYTAJ DALEJPrzeczytałam przekłady dwóch książek opublikowane przez Chińskie Wydawnictwo Tybetologiczne, które uprzytomniły mi, jak długą tradycję mają oficjalne wycieczki organizowane przez Komunistyczną Partię Chin dla zagranicznych dziennikarzy.
CZYTAJ DALEJPod wieloma względami nigdy nie żyło się lepiej niż teraz, choć przemoc i rządy tyranów pozostają zmorą wielu zakątków świata, a ludzie dopuszczają się niewyobrażalnych aktów okrucieństwa w imię religii, mimo że jej główne tradycje nieodmiennie nauczają miłości, tolerancji i współczucia.
CZYTAJ DALEJJako dziecko spędzałem wiele czasu w Norbulingce, letniej rezydencji dalajlamów w Lhasie. To było piękne miejsce, w którym przeżyłem wiele szczęśliwych chwil. Pamiętam – wszystko było świeże, ciche, spokojne. Wspomnienia napełniają mnie smutkiem, gdyż wiem, że to się zmieniło. Nawet jeśli miałbym tam wrócić – wszystko to bezpowrotnie odeszło. Zostało zniszczone. Starzy Tybetańczycy mawiali, że komuniści są niszczycielami Dharmy. I chyba mieli rację.
CZYTAJ DALEJPo dziesięciu latach zabiegów Specjalny Sprawozdawca ONZ ds. skrajnego ubóstwa i praw człowieka zdołał złożyć wizytę w Chińskiej Republice Ludowej. Po powrocie Philip Alston poskarżył się, że był śledzony i że uniemożliwiono mu planowane spotkania z naukowcami, którzy gremialnie „wyjechali na wakacje”. Politykę wobec „mniejszości etnicznych” nazwał „wysoce asymilacyjną”. W odpowiedzi Pekin oskarżył go o „kłamstwo”.
CZYTAJ DALEJTa historia chodzi za mną od trzech, czterech czy nawet pięciu lat. Tyle więc trwa moja fascynacja pewną toaletą. Mam doskonałą pamięć do rzeczy, które mnie ciekawią, a zasłyszane historie, jak tę, często spisuję słowo w słowo. Przed kilkoma miesiącami udało mi się dokonać nie lada wyczynu i przeprowadzić ważne badania terenowe przy starej drodze na lotnisko Gongkar – mimo towarzyszącego mi wszędzie cienia tajniackiej obstawy obfotografowałam męską i damską ubikację, a nawet pogawędziłam z pilnującymi ich strażnikami.
CZYTAJ DALEJ