Dwudziestoczteroletni Tabu, mnich klasztoru Kirti w Ngabie, w Amdo, podpalił swoją „nasączoną olejem mnisią szatę” 27 lutego 2009 roku. Był prawdopodobnie pierwszym rodakiem, który do wyrażenia swej woli użył samospalenia. Pisałam wtedy, że „dzierżąc wysoko tybetańską flagę oraz portret Jego Świątobliwości Dalajlamy, biegł ulicą w aureoli ognia, który miał rozproszyć ciemność, jaka zawisła nad Tybetem”.
Dwa lata później, 16 marca 2011 roku, zmarł na skutek poparzeń Phuncog, dwudziestoletni mnich z tego samego Kirti. „Świątynię, obserwowaną czujnie przez zmilitaryzowaną policję – pisałam na podstawie relacji świadków – opuścił po południu i doszedł do końca skąpanej w słońcu ulicy. Tam w jednej chwili ogarnęły go płomienie. Ze środka ogniowej kuli dało się słyszeć wołanie: »Dajcie wrócić Jego Świątobliwości! Tybet musi być wolny! Niech żyje Dalajlama!«. Przechodniów sparaliżował szok. W okamgnieniu ulicę zalał tłum pancernych, zbrojnych, specjalnych, tajnych i zwykłych policjantów, którzy zaczęli tłuc Phuncoga pałkami. Gasili płomienie czy bili?”.
Do 17 października 2011 roku, podpaliło się osiem osób. Dwudziestodziewięcioletni Cełang Norbu z klasztoru Njico w okręgu Dału, w Khamie; osiemnastoletni Lobsang Kelsang, osiemnastoletni Lobsang Kunczok, siedemnastoletni Kelsang Łangczuk – mnisi z Kirti; oraz dziewiętnastoletni Czophel, osiemnastoletni Khajang i dziewiętnastoletni Norbu Damdul – byli mnisi tej świątyni, którzy porzucili życie zakonne, bowiem nie chcieli znosić wywieranej na nich presji. A wczoraj, co przepełniło ludzi smutkiem szczególnym, spaliła się dwudziestoletnia Tenzin Łangmo, mniszka z klasztoru Mame w Ngabie.
Czym jest samospalenie? Samobójstwem? Odeszło tylu naszych mnichów. Czy rację ma Gjalton, tak zwany „żywy budda”, który zaprzedał duszę, jest wiceprzewodniczącym Stowarzyszenia Buddyjskiego Sichuanu, i powiada, że „samobójstwo zaprzecza doktrynie religijnej, bowiem każdy gwałt zadany sobie jest wbrew naturze ludzkiej. Na te samospalenia wśród Tybetańczyków patrzymy wszyscy z niedowierzaniem i odrazą”.
Świat pamięta do dziś buddyjskiego mnicha, który podpalił się w centrum Sajgonu w 1963 roku. Uważają go tam za wielkiego męczennika i wznieśli mu na placu pomnik, upamiętniający tę tragiczną scenę. Sześćdziesięciosiedmioletni Thich Quang Duc zostawił potomnym ostatnie słowa: „Nim zamknę oczy i podążę ku wizji Buddy, z szacunkiem zwracam się do prezydenta o okazanie narodowi szacunku i zaprowadzenie równości religii. Wzywam czcigodnych, wielebnych członków Sanghi oraz świeckich wyznawców do organizowania się w duchu solidarności do składania ofiar w celu chronienia buddyzmu”. Dokładnie takie same były aspiracje i uczucia dziesięciorga tybetańskich duchownych i świeckich, którzy wydali się na pastwę płomieni.
Po śmierci Thich Quang Duca na ulicach Wietnamu podpaliło się sześcioro mnichów i mniszek. „Media nazywają to samobójstwem – tłumaczył jeden z hierarchów buddyjskich – lecz w istocie w ogóle tak nie jest. W swoich ostatnich słowach wszyscy mnisi wyjaśniali, że jedyny ich cel to przebudzenie ludzi, przemówienie do sumień oprawców, ukazanie światu cierpień ludu Wietnamu. Samospalenie podkreślało nadzwyczajną wagę tego, co mieli do powiedzenia. Ten mnich wykorzystał całą siłę i determinację, by pokazać, że w obronie swych rodaków gotów jest znosić największy ból. Samospalenia, będącego świadectwem aspiracji i pragnień, nie należy uważać za niszczycielskie. Przeciwnie – cierpienie, umieranie za naród jest jak najbardziej konstruktywne. W żadnym razie nie można brać go za samobójstwo”.
Prawda jest taka, że „ludzkiej natury” brak za to dyktatorom i ciemiężcom. To oni popychają w ogień mnichów i świeckich! Oto, co mówi nam badaczka, która wróciła właśnie z Tybetu: „Mnisi klasztoru Kirti nie widzą żadnej nadziei, bowiem ich położenie systematycznie się pogarsza. Władze lokalne reagują tylko w jeden sposób: represjami – lecz one jedynie potęgują napięcie. Wiem, że w regionie krążą ulotki, które mówią, iż wielu innych mnichów gotowych jest poświęcić życie, jeśli sytuacja nie zacznie się poprawiać”.
Pekin, 18 października 2011