NOWOŚCI Z KLINIKI W KATMANDU

- tym razem w formie listu od Wojtka Ryncarza


“Mamy w klasztorze najmniejszego jak do tej pory mniszka. Ma dwa i pół roku, ale wygląda na półtora. Jest blady i osłabiony. Mama zmarła, ojciec pijak, sąsiedzi oddali go do klasztoru. Niestety w poniedziałek w toalecie poślizgnął się i złamał rękę.

Mam teraz dodatkowe zajęcie – mamkowanie mu, ale jest kochany i mówi już po polsku “kupa” i “siusiu”, więc komunikacja w elementarnych sprawach jest zapewniona”.

“Remont odbudowywanego piętra został zakończony. Do budynku podłączono wodę, prąd, telefon (niestety, póki co głuchy).

Ku uciesze wszystkich działa pralka – najbardziej eksploatowany sprzęt w klasztorze. Znikają z szat najstarsze plamy, mimo nie najlepszej jakości indyjskiego “IXI”.

Wszystkie nowe pomieszczenia są już pomalowane i mają zainstalowane oświetlenie, głównie z Polski. Znikły słynne bździdła (por. wywiad), a halogenowe żarówki wzbudzają “cmokanie” u wszystkich zwiedzających.

Pozostało posprzątanie... co nie wydaje się takie proste. Zwykłe zamiatanie w wersji nepalskiej raczej wznieca kurz i rozprowadza go równomiernie po wszystkim wkoło niż czyści cokolwiek. Na szczęście mam pojętnych pomocników, którzy szybko się uczą. Pojęli już, że szmaty do podłogi należy czasem przepłukać i że nie należy tą samą zapiaszczoną szmatą czyścić fotela dentystycznego czy myć okien.

Trwają prace nad znormalizowaniem i unowocześnieniem starych pomieszczeń. W gabinetach stomatologicznych trzeba było wymienić okna. W tym czasie materiały dentystyczne i leki nie wytrzymały zimna. Wszystkie maści, tubki i plomby były tak twarde, że nie nadawały się do użytku. Po wstawieniu okien, wszystko wróciło do normy. Jest nawet benzynowy ogrzewacz, który – jako że nie zostały jeszcze podłączone termy – przydaje się i do grzania wody, i gotowania jajek (!).

Do kliniki trafiają leki z całego świata. Rozszyfrowanie ulotek (po włosku, hiszpańsku, francusku, niemiecku itp.) zajęło mi trochę czasu – przez kilka dni byłem obłożony książkami. Teraz jest już porządek, z pożytkiem dla pacjentów. Do kliniki trafia, niestety, wiele przeterminowanych leków – co utwierdza w przekonaniu, że na miejscu potrzebny jest lekarz (internista), i że lepiej dać pieniądze niż, z serca, przysyłać leki.

Tsering, lokalny lekarz internista, ma nowy, pachnący farbą gabinet. Dla innych lekarzy gabinet internistyczny będzie obok, a diagnostyka (RTG, EKG, USG) zostanie przeniesiona na parter budynku.

Prawie wykończono łaźnie dla mnichów, choć kafelków starczyło na styk – producent postanowił zmienić branżę i asortyment, więc nie można już było ich dokupić.

Podłogi wykładane są marmurem (!), który tutaj jest tańszy niż kafelki, a jednocześnie znacznie mocniejszy; stopa kwadratowa (30x30 cm) kosztuje 100 rupii, tj. ok. sześciu złotych.

Malujemy elewacje, a przy okazji też sąsiedni budynek klasztorny.

Do 6 marca w klasztorach trwają wakacje, związane z obchodami Nowego Roku. Wielu mnichów wyjechało; większość pacjentów stanowią teraz “cywile””.


[powrót]