Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

wersja do druku

Share

O kobietach i ich ozdobach

Dziamjang Kji

 

W wioskach Amdo szesnastoletnie dziewczęta przechodzą rytuał plecenia włosów, po którym uznawane są za kobiety. Ich warkocze stają się symbolem „ducha" i (materialnego) majątku męża.

 

Innymi słowy, po tej ceremonii kobieta uchodzi za gotową do zamążpójścia. Od tej pory warkocze towarzyszą jej do końca życia jak cień i nie wolno się z nimi rozstać. Gdyby to zrobiła, ludzie myśleliby, że owdowiała - stąd strach przed zmianą.

 

Mojej mamie długa choroba odebrała wszystkie siły. Noszenie warkoczy było dla niej udręką. Zaproponowałam, żeby dała sobie z tym spokój. Choć pomysł bardzo się jej podobał, paraliżował ją lęk. Poddała się, gdy osłabła jeszcze bardziej - ale że mąż żył, czuła się z tym fatalnie. W końcu ojciec musiał powiedzieć, że nie chce słyszeć o żadnych warkoczach. Uprzytomniło mi to, jak trudno zerwać na wsi z wiekowym zwyczajem, zwłaszcza bez wiary w siebie i wsparcia otoczenia.

 

Jakieś dziesięć lat temu pojechałam do Lhasy. Był akurat sezon wystawiania naszych oper, poszłam więc popatrzeć pod Norbulingkę i spotkałam koleżanki z Telewizji Tybetańskiej. Miałam na sobie lhaską czubę bez rękawów, której nie przykrywałam fartuchem. Jedna ze znajomych przyjrzała mi się i zapytała: „Nie jesteś mężatką?". „Jasne, że jestem - odparłam. - Mam nawet dzieci". „To dlaczego nie nosisz fartucha?", wykrzyknęła ze zdumieniem. „W Amdo - wyjaśniłam - wasze czuby i fartuchy to ciągle nowinki, większości nic nie mówią. Narzutka mi się nie podoba, więc ją sobie darowałam".

 

„Ty to masz dobrze", westchnęły wtedy chórem z zazdrością. Powiedziałam, że jeśli też nie lubią fartuchów, po prostu mogą ich nie nosić. „Jeśli zrobimy to po ślubie - pokręciły głowami - ludzie mogą wziąć nas za wdowy". Dopiero wtedy dotarło do mnie, że w środkowym Tybecie fartuch jest symbolem ducha mężczyzny. Jak warkocze w Amdo.

 

Radość, jaką im sprawiłam nie mając na sobie części garderoby, była najlepszym świadectwem tego, że nie powoduje nimi miłość, tylko konwenans. Poczucie obowiązku, a nie chęć wyglądania ładnie.

 

Rzeźbiarka Mangsa Pekar napisała kiedyś, że biżuteria jest u nas symbolem własności. „Mężczyźni są gotowi płacić za srebrne i złote ozdóbki dla kobiet, ale nie przyjąć do wiadomości, że mają one swój rozum. Przez całe wieki Tybetanki służyły za magazyny ducha i majątku mężów. Zaślubione, w Tybecie centralnym nakładały fartuchy, w Khamie wplatały we włosy bursztyn, a w Amdo zaczynały nosić warkocze. Każda z tych rzeczy oznaczała, że są czyjąś własnością. Kazano im wierzyć, że biżuteria i ozdoby służą podkreśleniu urody, podczas gdy tak naprawdę odbierały kobietom indywidualność i świadomość, zmieniając się po ślubie w kajdany".

 

Zgadzam się z tą opinią.

 

Przepracowałam kiedyś kilka miesięcy w dużym mieście z dwiema muzułmankami, które oddelegował lokalny urząd kultury i sztuki. Kiedy się lepiej poznałyśmy, nie ukrywały, że złości je niski status kobiet pośród ziomków, a zwłaszcza zwyczaj chodzenia po ślubie w burkach. „W Chinach, z daleka od bliskich - powiedziała mi jedna - natychmiast ją zrzucam, ale przy mężu i rodzinie nie mam wyjścia".

 

Innymi słowy, czuła się źle, ale brakowało jej odwagi, żeby się postawić. Zanim je poznałam, byłam przekonana, że muzułmanki akceptują swoje obyczaje i nie próbują przesuwać granic, które wyznacza tradycja. Teraz zrozumiałam, że potrafi być ona dla nich utrapieniem. I cóż w tym dziwnego! W końcu kobiece piękno nie sprowadza się do warkoczyków. Osobiście, a też jestem kobietą, nie znoszę ubrań i ozdób, służących „podkreślaniu damskiej urody".

 

Przyglądając się koleżankom, rozkoszującym się tygodniami wolności i spokoju z dala od domu, pomyślałam, że nawet najsurowszy obyczaj nie jest w stanie okiełznać umysłu, ciała i ducha kobiety. Zachowywały się tak, jakby wyrwały się z potrzasku, a ja nie wątpiłam, że bierze się to właśnie z rygoru, jakiemu kazała poddawać je na co dzień tradycja.

 

Z drugiej strony, wszystko to sprawy osobiste i indywidualne, więc może nie warto poświęcać im zbyt wiele czasu. Chcę powiedzieć jedno: każdy, kto próbuje siłą niszczyć wrodzone cechy i osobowość, zwyczajnie nie ma pojęcia o ludzkiej naturze.

 

Kobiety nie znoszą, nawet jeśli nie mogą tego okazać, obyczajów, które zmuszają je - wbrew ich woli - do przebierania się w coś ze względu na męża. Człowiek jako jednostka ceni swoją indywidualność ponad wszystko. Kobiety nie są wyjątkiem.

 

 

2 stycznia 2014

 

 

 

 

Dziamjang Kji jest popularną artystką, pisarką, dziennikarką telewizyjną; w 2008 roku została aresztowana za przekazanie informacji o masakrze w Ngabie (chiń. Aba) swojej przyjaciółce Oser.

 

 

 

 

bizuteriafutrogolog_400
 

 

 

 


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)