Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

wersja do druku

Share

„Dzień wyzwolenia niewolników” parawanem represji w Tybecie

Centralna Administracja Tybetańska

 

Decyzja Chin o ustanowieniu przypadającego jutro „Dnia wyzwolenia niewolników" zaognia jedynie problemy w Tybecie. Tybetańczycy widzą w tym zniewagę i prowokację. Naszym zdaniem obchody te służą wywołaniu w Tybecie destabilizacji i chaosu w imię prywatnych interesów garstki ludzi. Jeśli Tybetańczycy, tracąc cierpliwość, wyjdą protestować na ulicach, chińscy przywódcy zyskają pretekst do wprowadzenia jeszcze brutalniejszych represji.

 

Wszystkie regiony Tybetu znajdują się dziś pod ścisłą kontrolą dodatkowo wzmocnionych służb bezpieczeństwa. Mimo to Tybetańczycy, dla których obecna sytuacja jest nie do zniesienia, indywidualnie i masowo podejmują akty protestu, kolportują ulotki z wołaniem o wolność, zrywają chińskie flagi i zastępują je tybetańskimi sztandarami. Nie obchodzili Nowego Roku naszego kalendarza na znak żałoby po pomordowanych w trakcie pacyfikacji zeszłorocznych, powszechnych protestów. W Kardze, we wschodnim Tybecie - rzecz bez precedensu w historii naszego kraju - na znak protestu przeciw chińskim rządom twardej ręki postanowili, w akcie obywatelskiego nieposłuszeństwa, nie uprawiać własnych pól. Taszi Sangpo z klasztoru Ragja w Gologu, w północno-wschodnim Tybecie, został zatrzymany 10 marca pod zarzutem zatknięcia tybetańskiej flagi. Wymknąwszy się swoim oprawcom, odebrał sobie życie, rzucając się do Żółtej Rzeki. Te i wiele innych wydarzeń ukazują prawdziwe uczucia Tybetańczyków wobec chińskiego „wyzwolenia".

 

Ten dzień będzie dla Tybetańczyków na całym świecie, a zwłaszcza w ojczyźnie, dniem żałoby. Nikt inny, jak sam Hu Yaobang, pierwszy sekretarz Komunistycznej Partii Chin, który złożył wizytę w Lhasie w 1980 roku, przeprosił Tybetańczyków stwierdzając, że warunki w Tybecie są gorsze niż przed 1959 rokiem.

 

Na kilka dni przed swoją przedwczesną śmiercią w 1989 roku poprzedni Panczenlama stwierdził, że chińskie rządy przyniosły Tybetańczykom więcej cierpień niż korzyści.

 

Od czasu inwazji Chin na Tybet w latach 1949-50 na skutek rządów komunistycznych zginęło ponad milion dwieście tysięcy Tybetańczyków. Zrównano z ziemią ponad sześć tysięcy klasztorów. Trudno dziś znaleźć w Tybecie rodzinę, której choćby jeden członek nie został uwięziony lub zabity przez chiński reżim. Ten dzień będzie obchodzony jako chwila utraty przez Tybetańczyków wszystkich podstawowych swobód indywidualnych i zbiorowych.

 

Chiny usprawiedliwiają „wyzwolenie" Tybetu jego dawnym feudalnym, opresyjnym ustrojem, jawnie zakłamując historię społeczeństwa tybetańskiego. Na początku XX wieku chłopów w Tybecie i Chinach dzieliło bardzo niewiele. Może z wyjątkiem tego, że ci pierwsi mieli więcej wolności i żyli w lepszych warunkach.

 

Aby dowieść swojej tezy, władze chińskie organizują właśnie wystawę poświęconą tybetańskim więzieniom i wymierzanym w nich karom. Prawda jest jednak taka, że ulubione więzienie chińskiej propagandy, lhaskie Nangze Szar, mogło pomieścić ledwie dwudziestu skazanych, a do 1959 roku ich liczba w całym Tybecie nie przekraczała setki. Po tak zwanym „wyzwoleniu" Tybetu i jego „niewolników" zakłady karne powstawały w każdym zakątku kraju. W samej Lhasie jest ich dzisiaj pięć - z trzema i pół, czterema tysiącami osadzonych.

 

Najlepszym sędzią „wyzwolenia" są sami Tybetańczycy, którzy głosują nogami, uciekając przez Himalaje do wolności i szczęścia z dala od „wyzwolonej" ojczyzny, albo ryzykują życiem, aby poinformować świat o straszliwej sytuacji w Tybecie. Jej najlepszym świadectwem były zeszłoroczne, długotrwałe, masowe protesty w każdym jego regionie. Gdyby „niewolnicy" rzeczywiście cieszyli się ze swego „wyzwolenia", po cóż ryzykowaliby zdrowiem i życiem, żeby zaprotestować przeciw chińskim rządom w Tybecie?

 

 

Kaszag

27 marca 2008


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)