Tibet Information Network

9-02-2005

wersja do druku

Share

„Tajemnice Tybetu” – nowy wiersz Oser

Oser (lub Łoser; chiń. Weise) Pod koniec zeszłego roku w Internecie pojawił się nowy wiersz tybetańskiej pisarki Oser (lub Łoser; chiń. Weise), której książka znalazła się na indeksie we wrześniu 2003 roku. Bohaterami wiersza są tybetańscy więźniowie polityczni – głównie duchowni – którzy wciąż odbywają kary lub żyją na wygnaniu. To prawdopodobnie pierwszy przypadek artystycznej adaptacji zagranicznych doniesień, za pomocą której mieszkający w ChRL tybetański twórca opowiada chińskiemu czytelnikowi o więźniach politycznych w Tybecie.

Według Wang Lixionga, chińskiego naukowca z ChRL, Oser straciła pracę – i jedyne źródło dochodów – w Stowarzyszeniu Literackim TRA (chiń. Xizang Wenlian), ponieważ jej książka znalazła się na indeksie, a ona sama oświadczyła, że nie wyrzeknie się swoich wierzeń religijnych. Władze skonfiskowały przyznane jej mieszkanie i w tej chwili mieszka w domu matki. Zawieszono również ubezpieczenie zdrowotne i emerytalne, pozbawiając ją w ten sposób wszystkich świadczeń, oraz zakazano jej ubiegania się o paszport.

Oser pisze po chińsku. Jej język i wiedza polityczna świadczą jednoznacznie, że należy do tybetańskiej elity, wykształconej w powszechnie krytykowanych chińskich szkołach. Metafory, których używa do opisania uczuć, jakie wywołuje w niej konieczność życia z dala od Tybetu, mają korzenie w klasycznej literaturze chińskiej, natomiast wzmianki o Internecie i nowoczesnych mediach łączą ją z młodszym pokoleniem czytelników. Wygnanie jest stałym tematem klasycznej poezji chińskiej. Cesarz miał w zwyczaju zsyłać niepokornych intelektualistów na prowincję, podczas gdy Oser wygnano z tybetańskiej ojczyzny do Pekinu. „Zesłanie” najwyraźniej zbliża ją do tych, którzy cierpieli i wciąż cierpią za sprawę Tybetu, zmuszając do opisania własnych uczuć. Wiersz Oser jest wyjątkowy, ponieważ jednoznacznie, publicznie wyraża solidarność z tybetańskimi więźniami politycznymi, nadając jej wymiar emocjonalny, a nie czysto polityczny.

Tajemnice Tybetu

Dla uwięzionych Tenzina Delka Rinpocze, Bangri Rinpocze i Lobsanga Tenzina – Oser

I
Kiedy o tym myślę, czy mają ze mną coś wspólnego?
Więziony przez trzydzieści trzy lata Palden Gjaco(1),
zamknięta od dwunastego roku życia Ngałang Sangdrol(2),
zwolniona niedawno Phuncog Njidron(3),
i siedzący gdzieś Lobsang Tenzin(4).
Nie znam ich, nawet ze zdjęć.

Widziałam tylko w Internecie kajdanki, ostre noże i wielofunkcyjne
pałki elektryczne ułożone przed sędziwym lamą.
Obwisła skóra, wystające kości policzkowe, bruzdy zmarszczek,
ślady urody z młodości,
piękna, które nie należy do tego świata.
Został mnichem jako dziecko,
w tej twarzy pała duch Buddy.

Październik, przedmieścia Pekinu, przenikliwy wiatr, zmieniony świat.
Czytając biografię, którą ściągnęłam sobie w Lhasie,
widziałam czujące istoty z Krainy Śniegu deptane
obcymi, stalowymi kopytami. Palden Gjaco mówi cicho
„Spędziłem większą część życia w więzieniach,
które zbudowali w moim kraju Chińczycy”(5).
I ten drugi głos, w którym
można „rozpoznać słowa przebaczenia”(6).

Co pewien czas zamaskowany demon ukazuje prawdziwe oblicze,
przerażając nawet pradawne bóstwa.
Lecz próby te zahartowały prostych ludzi,
Zmieniając szeptane nocą modlitwy w krzyk w jasnym słońcu,
a skowyt za grubymi murami w potężne pieśni.
Aresztowani! Podwyższone kary! Dożywocie!
Egzekucja odroczona! Zastrzelony!

Z reguły siedzę cicho, bo niemal nic nie wiem.
Spłodzona i wychowana przy akompaniamencie surm AL-W,
jestem urodzoną dziedziczką komunizmu.
Nagle stłuczonym jajkiem pod czerwoną flagą.
Wchodzę w wiek średni i spóźniony gniew zaczyna palić mi gardło.
Nie mogę przestać płakać nad cierpieniami młodszych ode mnie Tybetańczyków.

II
Wiem jednak o dwóch ważnych więźniach, którzy wciąż są za kratami,
o dwóch tulku, Khampach ze wschodu.
Dzigme Tenzin(7) i Angang Taszi(8), albo Bangri, Tenzin Delek,
imiona, pod którymi przyszli na świat, i imiona w Dharmie.
Niczym powracające nagle zapomniane zaklęcie,
otwierają ściśle dotąd strzeżone wrota pamięci.

Tak. Najpierw poprosił mnie na poczcie, w Lhasie,
o napisanie telegramu, mówiąc z uśmiechem
„Nie potrafię pisać słów Chińczyków”.
Musiał być pierwszym tulku wśród moich licznych przyjaciół.
W Nowy Rok poszliśmy do studia na Barkhorze
i zrobiliśmy sobie zdjęcie na tle lepkiej kotary.
Zaprowadziłam go też do MTV, żeby nakręcić eleganckie
mudry dla Zhu Zheqin(9).

Znalazł partnerkę, kobietę z U-Cangu, która nosiła okulary.
Założyli sierociniec dla pięćdziesięciu dzieci żebrzących na ulicach.
Wspierałam jedno z nich, ale wkrótce położono kres memu limitowanemu współczuciu.
Dlaczego ich aresztowali? Nie wiem. Mówi się, że pewnego ranka do czegoś doszło,
że miało to związek z pojawieniem się flagi ze Śnieżnymi Lwami przed Potalą.
Przyznaję, że nigdy nie chciałam wiedzieć za dużo i nie czułam potrzeby
odwiedzenia go w więzieniu.

Tak. Przed kilku laty przyglądał się jabłku
miotanemu wirami potężnej Jarlung Cangpo:
„Patrz, nadchodzi karmiczny skutek”.
Przyciągnęła mnie otaczająca go sława. Nie wiedziałam, jak zareagować na jego ból.
Jest znany. W tych czasach zmieniania stron i milczenia;
naucza Dharmy, od wioski do wioski,
stawia czoło władzom, kwestionując ich zakłamaną politykę.
Dla chłopów, koczowników i sierot, które wychował,
jest „Wielkim Lamą”.
I cierniem w oku urzędników, igłą w ich ciele;
Usunąć; tylko to może ukoić ten ból.

Dzięki całemu asortymentowi sztuczek osaczyli go wreszcie po 11 września.
Jakież piękne oskarżenie, w imię walki z „terroryzmem”,
ukarz jednego, żeby ostrzec resztę. Powiedzieli, że ukrywał bomby
i pornografię, że zaplanował pięć czy sześć zamachów.
Pamiętam, że zanim go zamknęli, jakieś pół roku wcześniej,
był bardzo smutny. „Umarła mi matka. Będę przez rok modlił się w jej
intencji w całkowitym odosobnieniu”. Jak ktoś, kto szedł w ślady Buddy
z taką wiarą, mógłby mieć coś wspólnego z bombami i zabijaniem?

III
Znałam też Lamę Jena, który uczył mnie sutr
Schronienia i medytacji. Jego uczniowie z klasztoru Sera
mówili mi z płaczem, że samochody policyjne przyjechały,
gdy był pogrążony w medytacji. Zabrali go do niesławnego więzienia Guca
za taką czy siaką próbę obalenia rządu.
Pobiegłam go zobaczyć z grupką mnichów. Droga, jeszcze niebrukowana,
tonęła w tumanach kurzu. W promieniach palącego słońca zobaczyliśmy jedynie
lodowate twarze uzbrojonych żołnierzy.

Zwolniono go równie nagle. Z braku prawdziwych dowodów. Przeżywszy katastrofę,
dał mi, nie zapomnę tego uczucia, dziwny różaniec
z więziennych sucharów, rosnących przed celą jaskrawożółtych kwiatów
i kryształów cukru, który przysłała mu rodzina.
Na każdym paciorku są odciski jego palców;
z każdego wciąż emanuje ciepło modlitw i mantr, które odliczał
przez ponad dziewięćdziesiąt dni upokorzenia.
Sto osiem paciorków, każdy twardy jak uparty kamień.

Znam też dwa razy ode mnie młodszą mniszkę. Tego lata,
gdy płynęła przez Barkhor, wznosząc okrzyk, który zna każdy Tybetańczyk,
a sfora tajniaków pędziła zamknąć jej usta,
kupowałam sobie śliczną sukienkę na dwudzieste ósme urodziny. Kiedy ja
miałam czternaście lat, przygotowywałam się do egzaminów do szkoły średniej
w Czengdu. Jedno z wypracowań dedykowałam walczącej z Wietnamczykami AL-W.

Siedem lat później, wydalona z klasztoru, załatwia jakieś sprawy
miłemu sklepikarzowi. Jest drobna i zawsze nosi ohydną, wełnianą czapkę,
nawet w największe upały. „Czemu nie założysz czegoś innego?”, pytam.
Chcę sprawić jej prezent. Odmawia.
„Mam bóle głowy, wełniana czapka pomaga”.
Pierwsze słyszę. „Dlaczego?”.
„Bili mnie w więzieniu. Mam uszkodzoną czaszkę”.

No i jeszcze Lobten, któremu wszyscy zazdrościliśmy perspektyw i który
po całonocnej popijawie wsiadł do autobusu do klasztoru Ganden.
Powiadają, że na przełęczy wyrzucił przez okno garść lungt,
wykrzykując kilkakroć ten fatalny slogan. Aresztowali go
stacjonujący w klasztorze policjanci. „Po pijaku prawda wyszła na jaw”,
orzekł sekretarz partii. Po roku po ulicach Lhasy wałęsał się jeszcze jeden
były więzień polityczny.

IV
Napisawszy, co napisałam, nie chcę zmieniać tego wiersza w oskarżenie.
Ale czemu większość więźniów nosi zakonne szaty? To urąga zdrowemu rozsądkowi.
Wszyscy znamy granicę, która oddziela przemoc od jej niestosowania.
Rzeczywiście musimy być potomkami skalnej olbrzymki, Sringmo,
skoro wolimy, by cierpieli za nas mnisi i mniszki.
Niech biją ich, niech oni szlifują więzienne posadzki.
Wytrwajcie, lamowie i ani, wytrwajcie dla nas!

Nigdy się nie dowiemy, jak torturują cudze ciała i umysły,
nie poznamy smaku nieznośnych minut i sekund, nieznośnych nocy i dni.
Wypowiadając słowo „ciało”, odruchowo drżę. Panicznie boję się bólu,
nie wytrzymałabym klapsa. Z dławiącym wstydem odliczam za nich dni
niekończących się wyroków. Serca Tybetu biją w piekle rzeczywistości!

A w słodkich herbaciarniach Lingkhoru
między stolikami krążą głupie plotki.
W przycupniętych przy ulicy kawiarnianych ogródkach
emerytowani funkcjonariusze zabawiają się grą w mahjonga.
W małych barach noc w noc upijają się
brzuchaci urzędnicy.
Och, bądźmy szczęśliwie bierni, lepsze to w końcu niż zostać „amczokiem”.
Amczok to ucho, czyli jeden z tych niewidzialnych donosicieli.
Ot, graficzne określenie, typowe dla naszego lhaskiego poczucia humoru.

Zdrady podglądania i szeptu.
Im liczniejsze, tym większa nagroda.
Można się dorobić i ustawić. Raz na ulicy,
nagle, bez sensu, musiałam szczelnie zakryć uszy,
bo przestraszyłam się, że jeśli nie będę uważała, mogą wpaść komuś w ręce,
że staną się, coraz ostrzejsze niczym rosnący z każdym kłamstwem nos Pinokia,
sięgającymi wszędzie amczokami.

Ile wokoło podejrzanych uszu?
Ilu niesłusznie podejrzewanych amczoków?
Kto jest amczokiem? Kto nie jest?
Co za absurdalna scena. To bardziej szkodliwe od lukru i kul armatnich.
Odkryłam: istnieje inny Tybet, ukryty za tym, w którym żyjemy.
I już wiem, że w tym wierszu nie będzie miejsca na lirykę.

V
Nadal milczę. Dawno się do tego przyzwyczaiłam.
Z jednego tylko powodu – lęku.
Dlaczego tak jest? Kto mógłby mi to objaśnić?
W końcu, z tego co rozumiem, wszyscy czują to samo.
Ktoś powiedział, że „strach Tybetańczyków można wyczuć dotykiem”(10).
Jednak, chcę powiedzieć, prawdziwy strach dawno przesiąkł powietrze. Wszędzie.

Na wzmiankę o przeszłości i teraźniejszości wybucha płaczem,
który mnie przeraża. Zakrywa twarz połą bordowej szaty, a ja nie umiem
opanować śmiechu, który ma ukryć przeszywający mi serce ból.
Ludzie zaczynają patrzeć na mnie potępiająco, a on odsłania twarz i podnosi głowę.
Patrzymy sobie w oczy. Delikatny dreszcz uprzytomnił nam wagę brzemienia strachu,
które dźwiga każde z nas.

Pewnego świątecznego wieczora reporter agencji Xinhua,
śmierdzący wódką potomek tybetańskich nomadów z północy,
zbeształ mnie partyjnym gardłem i językiem:
„Wydaje ci się, że coś znajdziesz?
Za kogo się masz?
Myślisz, że możesz coś zmienić?
My zmieniamy wszystko.
Dlaczego stwarzasz problemy?”.
Czy rzeczywiście łamię jakąś zasadę? Chciałam się odszczeknąć,
ale dostrzegłam w jego twarzy okrucieństwo gończego psa.
Jest coraz więcej osób, coraz poważniejszy niepokój.
Czy wyrzucą poza nawias wszystkich?

Niemal słyszę ich cichy, melodyjny śpiew:
„Wonny lotos więdnie w promieniach słońca,
topią się w nich ośnieżone szczyty Tybetu.
Góro Wiecznej Nadziei ochraniaj
dzieci, które złożyły przysięgę niepodległości”(11).
Nie, nie, nie chciałam przytłaczać poezji polityką,
zastanawiałam się tylko, w więzieniu, dlaczego nastoletnie mniszki są nieustraszone.

Dajcie mi zatem pisać. Dla wspomnienia mojej żałosnej moralnej wyższości.
Oczywiście, niczego nie znajdę ani nie zmienię.
Ja tylko przyznaję się do najgłębszych uczuć.
Daleko od domu, pośród cudzoziemców, obcych na wieki,
odpowiadam więc z pewnym zakłopotaniem, bez ryzyka, cicho:
Po chwili namysłu, jakże mogliby nie mieć ze mną nic wspólnego?
A ten wiersz jest po prostu wyrazem mego pokornego hołdu,
troski z oddali.

[Wszystkie przypisy pochodzą od Autorki]

  1. Ban Dan Jia Co (Palden Gjaco) był zwykłym tybetańskim mnichem. Miał 28 lat, gdy w marcu 1959 roku wybuchło powstanie w Lhasie. Aresztowano go i uwięziono, ponieważ nie chciał zdradzić swojego nauczyciela. Wyrok wielokrotnie podwyższano. Brutalnie torturowany, wyszedł z więzienia ponad trzydzieści lat później i uciekł do Indii. W Dharamsali, emigracyjnej siedzibie Dalajlamy, opowiedział historię swoich cierpień – „Ogień pod śniegiem” (współautor Cering Szakja; przekład chiński Liao Tainqi).
  2. Ngałang Sangdrol była dwunastoletnią mniszką, gdy aresztowano ją za udział w ulicznym proteście w Lhasie w 1990 roku. Uczyniło to z niej najmłodszą więźniarkę polityczną w Tybecie. Zwolniono ją po dziewięciu miesiącach; w 1992 roku znów wzięła udział w demonstracji i ponownie trafiła za kraty – tym razem na 11 lat. Była jedną z 14 mniszek, które ułożyły pieśni, opisujące życie w więzieniu, a następnie nagrały je na przemyconym magnetofonie. Taśma wstrząsnęła światem i od tej pory nazywano je „śpiewającymi mniszkami” (chiń. Da xi ge ni). Pod wpływem bardzo silnych międzynarodowych nacisków ciężko chora Ngałang Sangdrol została zwolniona z więzienia w 2003 roku, co oszczędziło jej kolejnych 10 lat za kratami.
  3. Phuncog Njidron była mniszką, którą w 1989 roku skazano na dziewięć lat więzienia za „propagandę kontrrewolucyjną”. W 1993 roku karę podwyższono o osiem lat za nagranie w więzieniu Drapczi (Więzienie nr 1 TRA) pieśni pełnych tęsknoty za wolną ojczyzną i Dalajlamą. Na skutek globalnej presji zwolniono ją, w ciężkim stanie, 24 lutego 2004 roku – na 13 miesięcy przed zakończeniem wyroku. Opuściła więzienie jako ostatnia ze „śpiewających mniszek”.
  4. Urodzony w 1966 roku Lobsang Tenzin był studentem drugiego roku Wydziału Języka i Literatury Tybetańskiej Uniwersytetu Tybetańskiego, gdy aresztowano go podczas tzw. „lhaskich zamieszek” 5 marca 1989 roku i oskarżono o zamordowanie uzbrojonego chińskiego policjanta. Choć nie było żadnych dowodów jego winy, został skazany na karę śmierci w zawieszeniu na dwa lata. Pod wpływem międzynarodowej presji wyrok zamieniono na dożywocie, a następnie na 18 lat więzienia. Zakład karny, w którym przebywa – więzienie okręgu Poło prefektury Njingtri – jest placówką dla najważniejszych więźniów politycznych. Jedna z osadzonych tam 25 osób postradała zmysły. Z powodu brutalnego bicia Lobsang Tenzin ma poważnie uszkodzone serce i wątrobę; nie może prosto stać ani siedzieć, traci wzrok i cierpi na chroniczne bóle głowy. W tym stanie może nie dożyć do zwolnienia w 2014 roku.
  5. Fragment chińskiego przekładu „Ognia pod śniegiem”; rozdz. 11, „Wśród ruin”.
  6. Fragment „Chui Tan Ji” polskiego poety Miwoshi; tłum. Du Guoqing, Tajwan).
  7. Dzigme Tenzin jest inkarnowanym lamą z tybetańskiego północnego Khamu. Bangri to jego imię zakonne. Około 1997 roku założył wraz z żoną, Nimą Czedron, sierociniec Gjaco, w którym mieszkało ponad 50 dzieci ulicy. Oskarżono ich o szpiegostwo i zagrażanie bezpieczeństwu państwa. Zostali skazani na 15 i 10 lat więzienia; sierociniec zamknięto, a jego wychowankowie znów zostali bezdomni.
  8. Angang Taszi, inkarnowany lama z tybetańskiego południowego Khamu, znany jest również pod imieniem zakonnym Tenzin Delek, ale Tybetańczycy z Njagczukhi i Lithangu nazywają go po prostu „Wielkim Lamą”. Podróżował po osadach chłopów i koczowników, udzielając im nauk buddyjskich, zakładając organizacje charytatywne, szkoły dla sierot, domy opieki dla ubogich i starców, naprawiając drogi i mosty, chroniąc środowisko naturalne i prowadząc kampanie przeciwko paleniu tytoniu, piciu alkoholu, uprawianiu hazardu i zabijaniu zwierząt. W grudniu 2002 roku skazano go na karę śmierci za „szerzenie separatyzmu” i „zaplanowanie serii ataków bombowych”. Wykonanie wyroku zawieszono na dwa lata; powszechnie podejrzewa się, że sprawa została sfabrykowana. Od dwóch lat społeczność międzynarodowa, tybetańska diaspora i kilku chińskich intelektualistów naciska na rząd Chin, by zaczął on stosować własne przepisy i zezwolił na ponowny, uczciwy, jawny proces. Do tej pory nie przyniosło to żadnego skutku. O współudział w zamachach oskarżono wielu Tybetańczyków z tego regionu. Jeden z nich, Lobsang Dhondup, został stracony, inni siedzą w więzieniach.
  9. Zhe Zheqin, piosenkarka, która zdobyła popularność przebojem „Dajie Gu”, przyjechała do Lhasy w 1996 roku, żeby nakręcić teledysk do piosenki „Yangjin Ma” (Jangczen Ma). W filmie jest wiele scen z mudrami [rytualne, symboliczne gesty i ruchy, stanowiące element rytuałów buddyzmu tybetańskiego], które wykonywał Bangri Rinpocze.
  10. Z programu radiowego Deutsche Welle, 11 czerwca 2002 roku: „Nowy numer szwajcarskiego Neue Zurcher Zeitung poświęcony jest Tybetowi. (...) Pierwszy artykuł to owoc wizyty dziennikarza w Tybecie. Opisuje on sceny uliczne i nastroje Tybetańczyków. »Gdy próbowaliśmy zbliżyć się do Tybetańczyków – czytamy – ci dzielni ludzie gór stawali się niezwykle czujni«. Trudno się nie zastanawiać, czy w ten sposób nie wypierają się samych siebie. (...) Wielu ludzi się boi; obawiają się kłopotów, jakie może sprowadzić na nich choćby wzmianka o własnej narodowości. W całym Tybecie na każdym kroku widzi się flagi ChRL. Strach Tybetańczyków można wyczuć dotykiem”.
  11. W 1993 roku Ngałang Sangdrol i Phuncog Njidron wraz z dwunastoma innymi mniszkami z niesławnego więzienia Drapczi nagrały pieśni oporu, w których opowiadały o otaczającym je mroku i brutalności, dając wyraz uczuciom i nadziejom ukrytym głęboko w sercach Tybetańczyków. Cytowane wersy pochodzą z jednej z pieśni; kasetę udało się wynieść z więzienia i wywieźć za granicę.


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)