Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

wersja do druku

Share

Transgraniczne aresztowanie Khenpo Karmy Cełanga z Nangczenu

Oser

 

Khenpo Karma Cełang (w skrócie: Karce) z khampowskiego Nangczenu - dziś przypisanego administracyjnie do prefektury Juszu w prowincji Qinghai - wybrał się w sprawie swego klasztoru (który nazywa się Dziapa i jest ważnym, historycznym ośrodkiem szkoły karma kagju) do Chengdu w Sichuanie, gdzie 6 grudnia 2013 roku zatrzymali go w środku nocy funkcjonariusze Biura Bezpieczeństwa Publicznego z Czamdo w Tybetańskim Regionie Autonomicznym i zabrali do własnego aresztu.

 

Wedle oficjeli z Nangczenu uwięzienie Khenpo Karcego miało związek ze starym incydentem w klasztorze Karma. Okręgi Nangczen i Czamdo są sobie bliskie jak - skoligacone i oddzielone ledwie jedną górą - świątynie Dziapa i Karma, kolebka buddyjskiej szkoły kagju. W 2011 roku spokój w Karmie zburzyło wtargnięcie grupy roboczej. Aparatczycy zaczęli od wydalenia wszystkich mnichów, którzy nie ukończyli osiemnastego roku życia. Kilku z nich postanowiło pokazać, jak bardzo im się to nie podoba, bladym świtem 26 października 2013 roku obrzucając siedzibę władz okręgu petardami i rozlepiając ulotki urągające grupie roboczej. Klasztor Karma zapłacił za to straszną cenę. Dwóch opatów i nauczyciela filozofii buddyjskiej oskarżono o „chronienie dziesięciu podejrzanych o spowodowanie eksplozji oraz podpalenie"; dostali za to po dwa i pół roku więzienia. Ponad stu mnichów wydalono; z niektórych wymuszano zeznania torturami. Były mnich Karmy, i ojciec trojga dzieci, na znak protestu dokonał samospalenia. Część duchownych uciekła przed długimi rękami państwa. Mówiono mi, że w klasztorze pozwolono zostać sześciu z ponad trzystu mnichów. Stacjonująca tam stale grupa robocza liczy ośmiu członków.

 

Możliwe, że do aresztowania Khenpo Karcego doprowadzili właśnie uciekinierzy. W sieci jest nagranie, na którym widać, jak szef administracji okręgu i wysocy urzędnicy z magistratu zatrzymują pochód ponad sześciuset mnichów i świeckich, tłumacząc, że „po incydencie w Czamdo w październiku dwa tysiące jedenastego zjawiło się tu wielu mnichów, których pomagał ukrywać Karma Cełang. Nie możecie zaprzeczyć. Teraz się tu rzucacie, bo go aresztowali, ale ta sprawa nie zależy od nas. Musicie uderzać do władz prowincji".

 

„Wielokrotnie apelowałem do was o spokój - mówił dalej aparatczyk. - Nic nie wskóracie. Po pierwsze, nie pomaga to wam, po drugie, nie pomaga Karmie Cełangowi, po trzecie, nie pomaga rozwiązać problemu. Jeżeli będziecie się awanturować, sprawą zajmie się policja. Biuro Bezpieczeństwa prefektury przyśle swoich ludzi, którzy was zamkną, i nie będzie przebacz. Wtedy nikt nic nie załatwi. Byliśmy już w Czamdo, właśnie z tego powodu. Trzeba to zamknąć zgodnie z obowiązującym prawem. Pojechałem razem z sekretarzem Zhu, bo od sprawy Karmy Cełanga zależy, czy przewodniczący partii i administracji w Nangczenie utrzymają się na stanowiskach. W Czamdo rozmawialiśmy i działaliśmy, ale obowiązuje prawo".

 

Właśnie, niech obowiązuje prawo. Tyle że adwokata (reprezentującego także Lodo Rabsala z klasztoru Karma) Tanga Tianhao, który 23 grudnia tłukł się do mroźnego, położonego niebotycznie wysoko Czamdo z upoważnieniami podpisanymi przez rodzinę Khenpo Karcego, policja odprawiła z kwitkiem i nie pozwoliła na widzenie z klientem, zasłaniając się „względami bezpieczeństwa państwa". Zapomnieli tylko powiedzieć, gdzie go trzymają i co konkretnie mu zarzucają.

 

Po dwóch dniach odbijania się od kolejnych drzwi adwokat wystosował pismo do Biura Bezpieczeństwa Publicznego prefektury Czamdo, prosząc o przeniesienie podejrzanego do „właściwego aresztu śledczego" i przekazanie jego krewnym, jak każe prawo, odpowiednich dokumentów. Dalej napisał tak: „zajmując się innymi sprawami na waszym terenie, zauważyłem tu bezpardonowe stosowanie taktyki trzeciego stopnia, dlatego też wyrażam nadzieję, że funkcjonariusze prowadzący to dochodzenie będą przesłuchiwali zgodnie z prawem, i uprzedzam, jeśli podstawowe prawa podejrzanego zostaną jakkolwiek naruszone, wniosę skargę do odpowiednich władz i zrobię wszystko, by winni zostali ukarani. Jeśli sprawa dotyczy bezpieczeństwa państwa, jako obrońca liczę na widzenie z klientem. Chcę też wiedzieć, co mu się formalnie zarzuca".

 

Kilka dni później, 28 grudnia esbecja dostarczyła do klasztoru odręczny list Khenpo Karcego: „Zły los sprawił, że znalazłem się w więzieniu w Czamdo. (...) Mam nadzieję, że z mojego powodu nikt nie ucierpi. Słyszałem o niedawnych scysjach mnichów i zwykłych ludzi z lokalną policją - za wszelką cenę należy unikać podobnych incydentów. Proszę, bądźcie dalekowzroczni i zdobądźcie się na szerszą perspektywę, utrzymujcie dobre stosunki z właściwymi urzędami, szukajcie rozwiązania tej sytuacji oraz poświęćcie się studiowaniu sutr i praktyce buddyjskiej". Podpisano: „Karma Cełang, 27 grudnia, Juszu w Czamdo, areszt".

 

Żeby było śmieszniej i bardziej żenująco, dokładnie w tym samym czasie policja z Nangczenu odpowiedziała korespondentowi agencji Associated Press, że „o niczym nie wie" i „nic takiego nie miało miejsca".

 

Spośród sześciuset wspomnianych „petentów" zdążyli już zamknąć sześćdziesięciu, w tym przełożonych klasztoru: administratora i skarbnika. Szefowie administracji prefektury Juszu i Nangczenu pofatygowali się osobiście do klasztoru Dziapa z prostym przesłaniem dla mnichów: żadnych prawników. Jeśli ktoś - czy to krewni, czy duchowni - ośmieli się wynająć adwokata, zaczną aresztować.

 

 

styczeń 2014

 

 

 

osertransgranicznearesztowaniekhenpokarmycelangaznangczenuaparatczycyzatrzymujamarszmnichow_400
 

 

 

 

 

Za High Peaks Pure Earth


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)